Dług lokatorów wobec Zarządu Budynków Komunalnych rośnie lawinowo i obecnie sięga już ponad 60 mln zł. Na nic zdała się kosmetyczna obniżka podwyżki czynszów, którą dumnie podkreśla prezydent Jerzy Wilk. Ta sytuacja pokazuje, że problem ZBK można rozwiązać tylko ostrym cięciem. Jednak obecny prezydent raczej tego nie zrobi.
Kiedy za sytuację w mieszkalnictwie komunalnym wziął się prezydent Grzegorz Nowaczyk, normując czynsze za mieszkania, które nie był aktualizowane od wielu lat, podniosły się głosy oburzenia. Podwyżka była duża - z 4,14 zł za metr kw. do 8,02 zł. Fala krytyki była jeszcze większa. W końcu prezydent i radni przepadli w zorganizowanym referendum. Jeszcze do dziś można usłyszeć głosy, że poprzedni prezydent poległ właśnie na podwyżkach czynszów.
Nowy prezydent, Jerzy Wilk zaczął swoje rządy od kosmetycznej obniżki wysokości czynszów. Bo warto wiedzieć, że prezydent czynsze obniżył, to fakt. Jednak zaledwie o 25 procent od wysokości ustalonej jeszcze za czasów rządów prezydenta Nowaczyka. Czyli niewiele, bo obecnie stawka czynszowa wynosi 6 zł.
Tymczasem problem mieszkań komunalnych to tak naprawdę nie wysokość czynszów, ale mentalność lokatorów – najemców, których nie stać na duże, komunalne mieszkania. Jednak nawet nie chcą słyszeć o zamianie na mniejsze. Często mieszkań też nie wykupują na własność. Mieszkają, zadłużają lokale, a ZBK właściwie nic z tym nie robi. Przykład?
Kilka lat temu młode małżeństwo namierzyło mieszkanie komunalne, 3-pokojowe. Mieszkała tam kobieta, której nie było stać na czynsz. Mieszkanie stale zadłużała. Aby podratować swój budżet, wynajmowała dwa pokoje studentom. Kiedy małżeństwo zaproponowało w ZBK, że dług spłacą i mieszkanie chętnie przejmą, okazało się, że to nie jest takie proste. Urzędnicy rozpoczęli bowiem negocjacje z kobietą, rozłożyli jej zadłużenie na raty, kazali podpisać ugodę. Efekt? Mieszkanie znów jest zadłużone, a młode małżeństwo musi mieszkanie wynajmować. Gdzie tu logika ZBK? Z ekonomicznego punktu widzenia opłaca się oddać lokal osobom, które stać na płacenie czynszu. A dłużnika zmusić do przeniesienia się do lokalu socjalnego.
Jak informuje Rozalia Grynis, zastępca skarbnika miasta, lokatorzy są winni ZBK aż 63 mln zł tytułem nie zapłaconych czynszów. Pomyślmy tylko ile za taką kwotę można by wybudować nowych domów mieszkalnych w Elblągu?
Nie pomagają również wszelkiego rodzaju programy oddłużeniowe. Zadłużenie stale rośnie. W 2009 r. należności lokatorów wynosiły 31 mln zł. Na koniec 2012 r. było to już 37 mln zł. Pod koniec ubiegłego roku dług wzrósł jeszcze bardziej i wynosi obecnie 41 mln zł plus odsetki – czyli razem praktycznie 63 mln zł. Wiele wskazuje na to, że te kwoty jeszcze wzrosną. Tymczasem ani prezydent miasta, ani radni nie mają żadnego pomysłu, jak wyjść z tego impasu.
- Za czasów Nowaczyka ludzie bali się podwyżek i zaczęli wykupować mieszkania na własność. Korzystali przy tym z wielu ulg i bonifikat. Przyszedł jednak prezydent Wilk, obniżył nieco czynsze i dał wyraźny sygnał, że eksmisji nie będzie. Obecny prezydent nawarzył piwa i musi je teraz wypić – mówi nam jeden z byłych radnych miejskich.