Na ul. Traugutta, na zapleczu budynku nr 30 stoi okazała ruina. Niczym nie zabezpieczone dawne zabudowania gospodarstwa owocowego stanowią miejsce zabaw dzieci. Jednak rozsypująca się budowla w każdej chwili grozi zawaleniem. Może wtedy dojść do tragedii.
Mieszkańcy ul. Traugutta mówią nam, że od kilku lat zgłaszali do Urzędu Miejskiego w Elblągu problem z popadającą w ruinę budowlą. Miasto jednak nie podjęło żadnych działań – ani w kierunku rozbiórki, ani też zabezpieczenia obiektu.
- Tam bawią się dzieci, praktycznie codziennie. Czy naprawdę trzeba czekać, aż pewnego dnia dojdzie do tragedii? Wtedy dopiero ktoś się ruszy i to zabezpieczy? – mówi nam jedna z mieszkanek bloku przy ul. Traugutta.
Wystosowaliśmy w tej sprawie zapytanie do Urzędu Miejskiego w Elblągu.
- Przedmiotowy budynek stanowi część byłego gospodarstwa ogrodniczego, którego właściciel mieszka poza granicami kraju. Sprawa dotyczy postępowania nakazującego zabezpieczenie lub rozbiórkę wymienionej nieruchomości, według kompetencji, należy do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego dla miasta Elbląga – wyjaśnia Monika Borzdyńska z biura prasowego Urzędu Miejskiego w Elblągu.
Miasto więc odbija problem do nadzoru budowlanego. Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego Jerzy Kołodziejski mówi, że problem tej nieruchomości jest mu znany, jednak Inspektorat nie może w tej sprawie wiele zrobić. Nieruchomość ma bowiem właścicieli i bez ich zgody nie można obiektu rozebrać ani nawet zabezpieczyć płotem.
- Właściciele przebywają w Kanadzie. Kontakt z nimi jest praktycznie niemożliwy – wyjaśnia Jerzy Kołodziejski. – Kilka lat temu nieruchomością interesował się developer, który wybudował budynek mieszkaniowy przy ul. Oliwskiej. Z moich informacji wynika, że firma ta nawiązała kontakt z właścicielami tej nieruchomości. Jednak najwyraźniej nie doszło do porozumienia w sprawie sprzedaży.
Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego jakiś czas temu występował do Urzędu Miejskiego oraz do ZBK z informacją o popadającym w ruinę obiekcie. Jednak miasto nie podjęło żadnych działań.
- Prawnie jest to poważny problem, ponieważ działka i obiekt mają swoich właścicieli. Bez ich zgody praktycznie nic nie możemy zrobić. Ewentualnie takie działania mogłyby zostać podjęte w celu przeciwdziałania zagrożeniu przez policję lub straż pożarną. Jednak jest problem, kto pokryje koszty takiego działania? – mówi Jerzy Kołodziejski. – Jeśli dojdzie do jakiegoś wypadku na tym terenie, odpowiadać będzie właściciel.
Miasto mogłoby przejąć działkę w procesie cywilnym, gdyby właściciel nieruchomości nie był znany. Tu jednak jest inaczej. Wygląda więc na to, że nikt obecnie nie poczuwa się do odpowiedzialności za zabezpieczenie zrujnowanego obiektu. Miejmy tylko nadzieję, że na tym terenie nie dojdzie do żadnej tragedii.