Mimo niżu demograficznego i likwidowania publicznych placówek edukacyjnych, prywatne szkoły podstawowe mają się znakomicie. Wszystko dzięki 6-latkom, które w tym roku po raz pierwszy założyły tornistry i ruszyły na lekcje. Większość rodziców posłała swoje pociechy do szkół prywatnych.
Niż demograficzny doprowadził do tego, że likwidowane są kolejne szkoły. W wielu przypadkach dochodzi do tego, że rodzice protestują przeciwko takim działaniom, organizując manifestacje, pikiety. Jednak zdarza się, że nie przynoszą one skutku. Wówczas placówki edukacyjne są likwidowane. Mimo to bilans jest dodatni, ponieważ, jak zauważa serwis gazetaprawna.pl, liczba szkół wzrosła o ok. 56.
Z dniem 1 września do szkół poszła tylko połowa rocznika sześciolatków. Wynika to z obaw, jakie kierowały rodzicami, którzy uważali, że ich pociechy nie odnajdą się w dużych, samorządowych szkołach. Okazało się, iż sytuacja ta jest niczym woda na młyn dla przedsiębiorców, którzy zaczęli masowo tworzyć szkoły podstawowe.
Wiele wskazuje na to, że Ministerstwo Edukacji Narodowej pracuje już nad rozwiązaniem, które ma za zadanie przynajmniej opóźnić decyzję danej gminy o likwidacji szkoły. Mowa tu o zmianach podziału subwencji. – Od stycznia chcemy przyznać samorządom wyższą o średnio tysiąc złotych subwencję na małe placówki do 70 uczniów. Z pewnością sprawi to, że mniej małych szkół będzie ulegało likwidacji – zapowiada Grzegorz Pochopień, dyrektor departamentu analiz i prognoz MEN, na stronie gazetaprawna.pl.
Jest on również zdania, że trend likwidacji szkół wyraźnie wyhamowuje. Nie widzi w tym tylko zasługi władz samorządowych, które nie zamykały placówek w okresie wyborów lokalnych władz. Uważa, że dzieje się tak również dzięki pieniądzom, jakie są przekazywane gminom na szkoły z budżetu.
Pojawiają się jednak zarzuty wobec rządu, że chce on doprowadzić do prywatyzacji edukacji, a samorządy będą likwidować kolejne szkoły za zgodą MEN lub oddawać je prywatnym firmom.
Mimo wejścia w życie tzw. Ustawy o sześciolatkach i wielu jej zwolenników, powołujących się na to, iż obowiązek szkolny od szóstego roku życia w wielu krajach się sprawdza (powoływano się m. in. na Japonię), wciąż pojawiają się głosy sprzeciwu wobec posyłania maluchów do szkoły. – Pozwólmy dzieciom być dziećmi – mówi pani Barbara. – Posyłać je do szkoły już od szóstego roku życia to tak, jakby je okradać z dzieciństwa. Na naukę jeszcze będą miały czas.
- One są po prostu na to za małe. – mówi pani Monika, mama sześciolatka, który w tym roku po raz pierwszy poszedł do szkoły.- Ale przepisy są przepisami, więc ja swoje dziecko wyprawiłam w tym roku do szkoły po raz pierwszy, mimo wielu obaw. Słyszałam o prywatnej szkole podstawowej w Elblągu (Zespół Szkół Akademickich – przyp. red.), ale zdecydowałam się posłać mojego malucha do publicznej placówki. Jak na razie się nie skarży, więc to chyba był dobry pomysł.
Źródło: gazetaprawna.pl