Jest to ciekawe i czasem niedorzeczne. Z jednej strony mamy postęp technologiczny i cywilizacyjny – szybszy transport, łatwiejszy kontakt, które zmniejszają odległości. Z drugiej strony właśnie ten postęp wpływa na to, że nasza komunikacja bazuje głównie na czatach.
Wszystko jest w porządku i nie zauważamy tego zjawiska do czasu, kiedy zaczynamy tracić kontakt z ludźmi, którym podobno na nas zależało. I podobnie w drugą stronę – nam zależało na nich. Wielkie przyjaźnie zaczynają rozpadać się w mgnieniu oka i ograniczają zaledwie do wiadomości na Facebooku, a próby umówienia się kończą się niepowodzeniem, bo przecież jesteśmy zapracowani i nie mamy czasu. A z drugiej strony, później widzimy „zielone kropki” na czacie.
Większość jest dostępna. Bywa że podwójnie. Ale czy potrafimy skupić się na jednym fizycznym spotkaniu oraz na drugim wirtualnym, odpisując co chwilę na czacie lub „lajkując” prywatne, a za razem publiczne wydarzenia z życia znajomych? A może tak już kiedyś było i tylko zrzucamy wszystko na te dzisiejsze czasy. Czy może jednak kiedyś było lepiej? Zachęcamy do dyskusji, jak Wy to odczuwacie?