Autorski program identyfikacji dzieci. Rozwój szkoły, tablice multimedialne, dziennik elektroniczny – brak papierowych. Sala komputerowa, projektory, telewizory w salach nauczania. Nowy, autorski system nauczania. To nie Ameryka, to nie „Zachód”. Zapraszamy na wycieczkę po Szkole Podstawowej numer 21 w Elblągu.
Nowe technologie „na eksport”
- Koszt? Niewielki. Jedna karta elektroniczna kosztuje 1,22 zł. Musieliśmy dokupić taki mały komputer, o tam, nad głowami. Ekran i całą obsługę programistyczną wdrożył rodzic z tej firmy, o tu widzi Pan logo – zaczyna rozmowę z nami dyrektor placówki, magister Edward Pietrulewicz.
Na stanowisku jest już 8 lat.
- Krótko? Nie, nie, to całkiem długi okres jak na dyrektora szkoły podstawowej. Dużo udało się zrobić, ale na samym początku pracowałem po 12 i więcej godzin na dobę.
Podczas rozmowy „skaczemy” z tematu na temat. Warto jednak szerzej opisać cały system identyfikacji dzieci. Już wkrótce trafi on do szkół i przedszkoli w Warszawie. Placówki w stolicy są zachwycone całym pomysłem. System z powodzeniem działa już od dłuższego czasu, jednak elbląskie szkoły zainteresowania... nie wykazują.
- Wszystko zaczęło się od bardzo niebezpiecznej sytuacji. Pewnego dnia mama jednego z naszych uczniów przyszła odebrać go ze szkoły. W świetlicy nie ma, na stołówce również. Zaczęły się nerwy, bieganina. Nagle docierają do nas informacje, że dziecko odebrał „jakiś pan”. Mama dziecka twierdzi, że żaden mężczyzna nie mógł przyjść po dziecko. Coraz większe napięcie, mijają dwie godziny, dzwonimy po znajomych, znajomych znajomych, wszędzie. Mama dziecka dzwoni wreszcie do dziadka. Okazuje się, że wyjątkowo to on odebrał malucha i zabrał go do swojego domu. Postanowiłem, że po raz ostatni zdarzyła się taka sytuacja – opowiada dyrektor.
Każdy rodzic lub opiekun dziecka posiada kartę elektroniczną. Przy zabieraniu i zostawianiu dziecka w szkole „odbija” ją na panelu zintegrowanym z ekranem dotykowym oraz komputerem. Dzięki temu rodzic wie gdzie jest dziecko, a nauczyciele mają pewność, że dziecko odbiera ta osoba, która do tego jest uprawniona. Co więcej – gdy rodzic przybija kartę i oczekuje na pociechę na dole uczelni, to powiadomienie dociera na ostatnie piętro do świetlicy. Szybko, prosto i... innowacyjnie.
Szkoła, jako pierwsza w Elblągu, wprowadziła dziennik elektroniczny. Od kilku miesięcy nie funkcjonuje dziennik papierowy. W każdej sali jest komputer, nauczyciel na bieżąco wprowadza oceny oraz obecność, a rodzic z dowolnego miejsca na ziemi ma do nich dostęp. Wystarczy komputer i internet.
W każdej sali znajdziemy również tablicę multimedialną, projektor, telewizor
- Nauczanie matematyki na tablicy multimedialnej nabiera zupełnie nowego kształtu – mówi dyrektor.
Ale zmienił się również system nauczania. Wchodzimy do poszczególnych klas, tylko w jednej dzieci siedzą przy ławkach.
- To normalne. Zazwyczaj nauka u nas wygląda tak, że nauczycielka wraz z dziećmi siada na końcu klasy w kółku, zaczynają przerabiać materiał, od razu ćwiczą. Do ławek siadają tylko na chwilę, aby coś zanotować.
- Zwiększyliśmy również ilość godzin matematyki, co daje wymierne efekty chociażby w konkursach czy też olimpiadach. Nasza szkoła dostarcza takich dzieciaków najwięcej.
W końcu pada pytanie o funkcjonowanie szkoły pod względem finansowym.
- Fundusze unijne?
- Nie.
- Wsparcie miasta?
- Od miasta dostaliśmy, jak sam Pan widzi, łącznie 6 tysięcy złotych. Tutaj mamy nawet pamiątkowe „czeki”.
- To skąd biorą się pieniądze na rozwój?
Dyrektor, na przykładach, zaczyna opowiadać o... chodzeniu.
- Trzeba być upartym, cierpliwym, trzeba chodzić i wyciągać. Krzesła na których siedzimy zostały wyrzucane z jednej z elbląskich firm. Wzięliśmy, odrestaurowaliśmy, dziś wyglądają jak nowe. Albo ta niszczarka z jednego z Urzędów. Miała już nigdy nie działać. Jak Pan widzi: niszczy, aż miło!
Ale prawdziwym ewenementem jest sala komputerowa złożona z komputerów... bez dysków twardych i monitorów.
- Komputery nadawały się, przynajmniej dla większości zwykłych ludzi, na śmietnik. Bez dysków twardych, z popsutymi monitorami. Jeden z rodziców przywrócił do życia wszystkie ekrany, a ja rozpocząłem akcję zbierania „twardzieli”. Dzięki naszemu zaangażowaniu dziś mamy salę komputerową na 20 stanowisk, czyli dla każdego ucznia w grupie znajdzie się komputer.
Chodząc po szkole zaglądamy w każdy kąt. Trafiliśmy do dwóch toalet. Śmiało można porównać obydwie do starego programu rozrywkowego „Dwa Światy”.
- Tę odremontowałem ja i Pan konserwator. Sami położyliśmy płytki, sami ustawiliśmy kabiny. A ta (wchodzimy do drugiego pomieszczenia) to moja największa bolączka. Na razie po prostu nas na to nie stać. Są ważniejsze rzeczy.
Dyrektor świetnie nawiązuje kontakt z rodzicami. Jak sam twierdzi nie musi ich wcale namawiać na wsparcie szkoły. Sami widzą werwę kadry i sami decydują się pomagać.
- Zanim wejdziemy do tej sali, to opowiem Panu jej historię. Pewnego dnia przyszedł do mnie rodzic ze znajomym fachowcem. Zaprowadziłem ich właśnie do tej sali, wtedy najbardziej potrzebowała remontu. Fachowiec zapytał mnie jak bym chciał, aby sala wyglądała. Odpowiedziałem. Na końcu podał wyliczenie remontu: ponad 20 tys. zł. A rodzic, który z nim przyszedł stwierdził krótko: „okej, robimy”. Zasponsorował remont całej klasy – u dyrektora automatycznie pojawia się uśmiech na twarzy.
Ze Szkoły Podstawowej numer 21 w Elblągu wychodzimy w szoku. Szok spowodowany tym, że komuś się chce, że ktoś się nie poddaje, że ktoś działa. A to wszystko dla dzieciaków, którzy witają się z dyrektorem, zagajają go, przytulają się, machają do niego. To wszystko dla rodziców, którzy na widok Edwarda Pietrulewicza z szacunkiem kłaniają się. To wszystko po to, aby w dobie niżu demograficznego przyciągnąć jak najwięcej osób.
- I to się sprawdza. W aktualnym roku szkolnym musiałem, niestety, odesłać trzydziestu dzieciaków do innych szkół ze względu na bardzo duże zainteresowanie i ograniczoną liczbą miejsc. Ale, być może, w przyszłości... kto wie – kończy dyrektor.
#ponadpodziałami