E -papierosy mają potencjał, by uratować miliony ludzi uzależnionych od nikotyny. Organizacje zdrowotne i instytucje rządowe, którzy nie dostarczają prawdziwych informacji na ich temat, tak naprawdę zabijają palaczy - ostrzega dr Gilbert Ross dyrektor medyczny Amerykańskiej Rady Nauki i Zdrowia ( ACSH), autor wielu publikacji medycznych New York Times, Wall Street Journal.
Mimo kompletnego braku jakichkolwiek dowodów, czy nawet raportu pokazującego niekorzystne aspekty e-palenia w porównaniu do śmiertelnych efektów dymu tytoniowego, wiele instytucji rządowych odpowiedzialnych za zdrowie publiczne stygmatyzuje e-papierosy - ostrzega dr Gilbert Ross, dyrektor wykonawczy dyrektor Amerykańskiej Rady Nauki i Zdrowia ( ACSH), autor wielu publikacji medycznych New York Times , Wall Street Journal. Jego zdaniem w walce z e-papierosami stosowana jest bardzo często taktyka "zbliżona do oszustwa i manipulacji", a jej faktyczną stawką może wcale nie być zdrowie publiczne, ale troska o potężny rynek produktów nikotynowych.
W artykule opublikowanym przez wpływowy amerykański magazyn National Review naukowiec zauważa, że ponad połowa z 40 milionów palaczy w USA umrze przedwcześnie z powodu biernego palenia. Pomimo wielu kampanii i regulacji antytytoniowych od 1964 roku liczba osób palących w USA prawie się nie zmieniała, a historyczną zmianę spowodowała dopiero e-papierosowa rewolucja. Dzięki nim miliony amerykańskich byłych palaczy, podobnie jak w Polsce, stało się użytkownikami e-papierosów. W ślad za tym sprzedaż papierosów tradycyjnych wykazała historyczny spadek i - jak przewidują analitycy - w ciągu najbliższych 10 lat sprzedaż e-papierosów może wyprzedzić sprzedaż papierosów tradycyjnych. - Może tak być pod warunkiem, że rządowe organy regulacyjne i działające na rzecz zdrowia organizacje non-profit "zejdą e-papierosom z drogi"... - zaznacza dr Ross. Jego zdaniem, e-papierosy są bowiem dzisiaj opozycją nie tylko dla wielkich koncernów, których interesy stały się zagrożone, ale również dla wielu agencji zdrowia publicznego i dużych organizacji walczących o "cud dla zdrowia publicznego".
Ekspert zauważa, że krytyka e-papierosów wygłaszana przez te instytucje jest chętnie podchwytywana przez media. - Jednym z takich głównych argumentów stosowanych przeciwko e-papierosom jest stwierdzenie, że "Po prostu nie wiemy, co się stanie z użytkownikami e-papierosów w ciągu następnych pięciu czy dziesięciu lat", albo "Nie wiemy, co jest w nich." - wylicza ekspert Ross. I szybko odpowiada na te zarzuty: - Ale na pewno wiemy, co się stanie z wieloma palaczami w ciągu następnej dekady! Wiemy, co jest w e-papierosach, bo ich para została szeroko przeanalizowana w obiektywnych laboratoriach naukowych - mówi dyrektor medyczny Amerykańskiej Rady Nauki i Zdrowia. Dodaje, że zarzuty o rzekome przyciąganie i wciąganie młodzieży w nałóg nikotynowy poprzez e-papierosy nie zostały poparte żadnym ważnym dowodem naukowym.
Przeprowadzone badania wykazały na przykład, że e-papieros minimalizuje ryzyko biernego palenia: podczas użytkowania e-papierosów nie ma procesu spalania tytoniu, nie wydzielają się takie szkodliwe substancje jak tlenek węgla, czy lotne związki organiczne, a stężenie nikotyny oraz pyłów dostających się do otoczenia jest dziesięciokrotnie razy mniejsze, niż w przypadku papierosów tradycyjnych. Wiele instytucji jest jednak głuchych i ślepych na fakty naukowe. Przykład: urzędnicy chcą chronić społeczeństwo przed skutkami dymu tytoniowego... zakazując stosowania w przestrzeni publicznej e-papierosów, które… nie wytwarzają dymu tytoniowego. - Badania długoterminowe nie zostały jeszcze zakończone, ale na zdrowy rozsądek można stwierdzić, że wdychanie składników z e-papierosa, w porównaniu do wdychania tysięcy chemikaliów ze spalania tytoniu, jest wysoce prawdopodobnie mniej szkodliwe – podkreśla dr Ross. Autor publikacji wyraża poważne zaniepokojenie faktem, że niechęć instytucji odpowiedzialnych za zdrowie do e-papierosów nie opiera się na argumentach naukowych. Zwraca uwagę, że pojawiające się skrajnie radykalne koncepcje kontroli i ograniczania dostępu do e-papierosów, są bardzo zaskakujące w porównaniu do wielu innych obszarów walki z uzależnieniami, gdzie z powodzeniem i entuzjazmem stosuje się taktykę redukcji szkód.
Polega ona na rozpowszechnianiu wśród osób uzależnionych substytutów i środków, które redukują negatywne skutki zdrowotne powodowane przez uzależnienie (np. (np. metadonu i buprenorfiny dla osób uzależnionych od opiatów) - W tym przypadku ma obowiązywać doktryna: "dla palaczy zdrowa jest tylko abstynencja od nikotyny". Czy powodem tej tajemniczej agresji i stygmatyzacji e-papierosów jest działanie firm farmaceutycznych działających pod hasłem „zdrowie”? - zastanawia się amerykański naukowiec.