Czy od 1 stycznia 2018 roku pracownicy handlu będą mieli dwie wolne niedziele w miesiącu? To kompromisowa propozycja rządu, który wybrał salomonowe wyjście pomiędzy dwoma skrajnościami – utrzymaniem obecnego status quo – co postuluje opozycja liberalna i pracodawcy, a z drugiej strony - wprowadzeniem wszystkich wolnych niedziel w handlu – o co od dawna walczą związkowcy.
Propozycja przedstawiona publicznie przez wicepremiera Morawieckiego nie zadowala do końca nikogo, ale zdecydowanie odrzuca ją tylko jedna strona, ta która w latach 2007-2015 rządziła naszym krajem. Zwolennicy utrzymania wszystkich pracujących niedziel w handlu utrzymują, że bronią nie tylko wolnego rynku (czytaj: bardzo często „widzi mi się” pracodawców), ale też zagrożonych miejsc pracy, które – tłumaczą – byłyby z pewnością zredukowane w przypadku wprowadzenia nawet co drugiej wolnej niedzieli.
Z takim stanowiskiem nie zgadzają się praktycy, a raczej praktyczki – kobiety zatrudnione w sieciach handlowych.
Nie będzie redukcji, bo już dzisiaj brakuje pracowników. Stąd te wydłużające się kolejki przy kasach – tłumaczy kasjerka z jednej z sieci marketów w Elblągu. - Ludzie odchodzą, bo sytuacja na rynku pracy powoli się poprawia i mogą znaleźć sobie zatrudnienie w firmach, w których nie trzeba pracować w niedziele, kosztem życia rodzinnego – dodaje kobieta.
Kasjerka radzi wszystkim, którzy są za utrzymaniem pracujących niedziel w handlu, by sami zaczęli w ten dzień pracować.
Wiele osób tygodniu nie ma czasu, by na przykład załatwić sprawy urzędowe. Takie osoby z radością przyjęłyby pewnie wprowadzenie pracujących niedziel w Urzędzie Miejskim – stwierdza nasza rozmówczyni.
Bo jest najczęściej tak, że zwolennikami pracy w niedziele są ci, którzy tego dnia leżą do góry brzuchem – zauważa ze smutkiem.
A co Państwo o tym sądzą?