Centrum Elbląga. Małe elblążanki sprzedają na ulicy samodzielnie przygotowaną lemoniadę. Towarzyszą im chłopcy, ale to dziewczyny "ogarniają" biznes. Pomysłodawczynią akcji jest Alicja. Nie zarabiają kokosów, ale daje im to dużo frajdy. Uczą się organizacji pracy, szacunku do zarobionych pieniędzy i podstaw handlu. To wszystko w wieku 10-11 lat, bo tyle właśnie wiosen liczy większość dzieci zangażowanych w "mały biznes" (jedna z nich ma 13 lat). Nie ukrywamy, że poruszyła nas ta historia. Czy to nie świetna szkoła życia?
Przypomnijmy w tym miejscu zdarzenie sprzed kilku lat. Jeden z wiodących polskich portali informacyjnych ponad 2 lata temu poinformował, że 5-latka zebrała ponad 25 tys. dolarów, sprzedając pod domem lemoniadę i muffinki. Zarobione pieniądze dziewczynka przekazała fundacji, której podopiecznym jest jej starszy brat. O tej szczytnej inicjatywie usłyszała para Kalifornijczyków. Pracowitość, poświęcenie i skuteczność 5-latki tak ich poruszyły, że w jej imieniu przekazali dodatkowe 20 tys. dol. (ok. 60 tys. zł) fundacji przez którą jest leczony brat dziewczynki. Innna historia sprzed roku: 7-letni chłopiec z Qeensland w Australii przez dwa lata sprzedawał lemoniadę, by kupić wymarzonego kucyka. Udało mu się!
Pytanie, czy u nas byłoby to możliwe? Czy dziewczynka handlująca lemoniadą na taką skalę nie miałaby do czynienia z inspektorem kontroli skarbowej, urzędnikiem Państwowej Inspekcji Pracy, Strażą Miejską, Policją, Sanepidem, Inspekcją Handlową, Zakładem Ubezpieczeń Społecznych (gdzie składki?), czy też nawet kuratorem i sądem rodzinnym?