Pani Małgorzata zlitowała się nad przerażonym psem, który błąkał się między samochodami na ruchliwej drodze, gdy wracała z Krynicy Morskiej. Zawiozła czworonoga do elbląskiego schroniska, ale odmówiono przyjęcia go. Następnego dnia dostarczyła psa do tego znajdującego się w Nowym Dworze Gdańskim.
Nasza Czytelniczka na długo zapamięta swój powrót z Krynicy Morskiej, i to nie ze względu na korki.
20 sierpnia, około godz 20 w okolicach Nowego Dworu Gdańskiego stałam w dość dużym korku. Po kilku chwilach zauważyłam biegnącego między samochodami psa. Padał deszcz, więc zabrałam go do auta. Pies miał obrożę i smycz. Był przemoczony i zziębnięty. Nie mogłam go tam zostawić, ale także nie miałam możliwości zabrania go do swojego domu, ponieważ sama mam psa, który nie toleruje innych zwierząt.
Przyszło mi do głowy, że może schronisko dla zwierząt pomoże mi ustalić czy pies ma właściciela, albo da mu schronienie. Pojechałam do Elbląga, bo było to najbliższe tego typu miejsce. Rozmawiałam z młodym człowiekiem, ale okazało się, że nie może przyjąć psa, bo został on znaleziony poza terenem działalności owego schroniska.
Było już późno i nie wiedziałam co zrobić, więc nalegałam, aby udzielono nam pomocy, choć na jedną noc. Wtedy Pan zadzwonił do koleżanki i dał mi telefon, abym z nią porozmawiała. Przedstawiłam cała sytuację, licząc na zrozumienie, ale się pomyliłam.
Pani była bardzo niemiła, oskarżyła mnie o kradzież psa i kazała odwieźć w to samo miejsce, choć padał deszcz, a godzina była bardzo późna. Nie wiem dokładnie na jakim stanowisku pracuje ta Pani, ale wygląda na to, że w ogóle nie powinna pracować w placówce zajmującej się zwierzętami.
Trzeba nie mieć serca, żeby skazywać świadomie zwierzę na błąkanie się po nocy bez opieki, w pobliżu trasy szybkiego ruchu. Nie wspominając już o tym, że potraktowała mnie jak przestępcę, a ja przecież chciałam uratować temu psu zdrowie, a może nawet i życie.
Nie dość, że odesłano mnie z kwitkiem, to pozostał jeszcze niesmak po tym, w jaki sposób podchodzi się do zwierząt i ludzi w elbląskim schronisku. Na własną rękę udało mi się jakoś znaleźć nocleg dla psiaka, a rano odwiozłam go do schroniska w Nowym Dworze. Ciekawe czy ta Pani mogła spać spokojnie
- napisała pani Małgorzata, nasza Czytelniczka.
O ustosunkowanie się do tych zarzutów poprosiliśmy w Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Elblągu.
Mamy umowę z Urzędem Miejskim w Elblągu oraz gminami: Milejewo, Rychliki i wiejską gm. Elbląg. Tylko z tego terenu możemy przyjąć zwierzęta. Przyjmując z innych gmin doprowadzilibyśmy do tego, że nie wystarczyłoby miejsca dla „naszych” zwierząt. Gdyby pies był ranny potrzebował natychmiastowej pomocy wtedy byłaby inna sytuacja
- usłyszeliśmy w odpowiedzi.
Pozostała jeszcze kwestia odnoszenia się pracowników do osób zgłaszających się z prośbą o pomoc. Agnieszka Wierzbicka, szefowa elbląskiego schroniska zgadza się z zarzutami.
Co do zachowania pracowników to fakt... Nie wszyscy są mili, dlatego jestem w trakcie wymieniania załogi, ale nie jest łatwo znaleźć odpowiednich ludzi
- przekonuje.