Wiele się słyszy odnośnie równouprawnienia kobiet. W wyborach na prezydenta miasta brakuje kobiecego akcentu, zwłaszcza w naszym województwie i mieście. Czy kobiety mają mniejszą siłę przebicia? Nie interesują się polityką? Może chodzi o coś zupełnie innego?
Podczas poprzednich wyborów, które miały wyłonić włodarza Elbląga, w końcowym starciu zmierzył się Jerzy Wilk i jego konkurent, a w zasadzie konkurentka. Elżbieta Gelert nie dawała za wygraną, co znalazło swoje odzwierciedlenie w wynikach. Przypomnijmy, że kandydat PiS zdobył wówczas ponad 31% głosów, a kandydatka PO- ponad 21% w pierwszej turze. Druga była w zasadzie występem jednego aktora, zakończonym zwycięstwem Jerzego Wilka.
W powojennej historii Elbląga odnotowano tylko jedną panią prezydent. Była nią Henryka Pękalska (kadencja 1950-1952). Co zadecydowało o jej zwycięstwie? Zdecydowane działanie, przekonujący program czy po prostu to, że... no właśnie, co? Co sprawiło, że w latach pięćdziesiątych elblążanie zaufali przyszłej pani prezydent? I dlaczego dziś nie ma kandydatki, która pokierowałaby naszym miastem?
Pytania można mnożyć, ale odpowiedzi wciąż brakuje. Myślę, że nie chodzi tu o kompetencje czy ich brak, lecz o to, co dzieje się w polityce jako takiej. Jest ona właściwie zdominowana przez mężczyzn i jakakolwiek próba przebicia się ze strony kobiet jest skutecznie udaremniana.
Kobiety, które zdobędą większość w wyborach i obejmą urząd prezydenta miasta „to często nauczycielki albo kobiety pracujące w ochronie zdrowia. W zgodnej opinii kobiet i mężczyzn-radnych dbają o takie sprawy, które rzadziej uważane są za priorytetowe przez mężczyzn. Walczą o szkoły, o wsparcie dla ochrony zdrowia, o wiejskie świetlice. Pamiętają o mieszkających na terenie gminy biedniejszych rodzinach. Przykładem może być staranie kobiet-radnych o to, żeby pewne urządzenia przeznaczona dla wsi, takie jak kanalizacja, stały się dostępne także dla tych rodzin, których nie stać na wymagany wkład finansowy”- czytamy na portalu studentka.pl.
Narzekamy na to, że cały czas wybieramy te same osoby, które w mniejszym lub większym stopniu postępują tak, jak zwykle, przez co nic w mieście się nie zmienia. Może więc czas dać szansę kobiecie? Kwestię płci pięknej w polityce porusza się w książce pod redakcją Joanny Marszałek-Kawy „Kobiety w polityce”. Opisywane są w niej w zasadzie wszystkie ważniejsze kwestie, dotyczące postrzegania kobiet na stanowiskach urzędniczych czy działających w polityce.
W Polsce, jak czytamy we wspomnianej publikacji, kobieta musi porzucić swoje kobiece cechy, które są u niej postrzegane jako słabość. Nie może również mówić o rodzinie, bo jest to źle odbierane przez wyborców. Paradoksalnie kiedy to mężczyzna porusza temat rodziny w kampanii wyborczej, poczytuje mu się to jako zaletę.
Zauważono również pewną tendencję. Kiedy na urząd prezydenta miasta kandyduje kobieta, najczęściej nie może liczyć na głosy poparcia innych kobiet. We wspomnianej wcześniej publikacji tłumaczy się to w sposób następujący: kobiety nie lubią, gdy kieruje nimi inna kobieta, nie chcą też pracować z kobietą, która byłaby ich przełożonym. Psychologowie zauważają także, iż kobiety traktują się jak rywalki.
Nie można również wykluczyć wpływu mediów na to, jak postrzegane są kobiety i w konsekwencji to, jak trudną mają do przebycia drogę do ważnych stanowisk. Coraz częściej okazuje się przecież, że kobiety z wieloma kwestiami radzą sobie lepiej niż mężczyźni. Może więc czas zmienić nasze nastawienie i w kolejnych wyborach dać szansę kobiecie?