W dwóch miastach w Polsce – w Szczecinie i Gorzowie Wielkopolskim funkcjonują ambulanse dla zwierząt. Na ich pokładzie pracują ratownicy weterynaryjni, którzy wzywani są do wypadków i wizyt domowych. Pytamy Arkadiusza Lichnerowicza z Trójmiasta o przyszłość ratownictwa weterynaryjnego i zapotrzebowanie na kursy pierwszej pomocy dla zwierząt.
Arkadiusz Lichnerowicz od 20 lat jest ratownikiem medycznym. Od dwóch - prowadzi szkolenia dla ratowników weterynaryjnych. Jak wskazuje, zainteresowanie takimi kursami jest ogromne. Szkolenia mają charakter uzupełniający, uczestniczyć mogą w nich technicy weterynarii, lekarze weterynarii, absolwenci kierunków przyrodniczych i osoby pracujące zawodowo ze zwierzętami.
Kurs trwa około 40 godzin. Podzielony jest na część praktyczną i teoretyczną. Pokazujemy jak działać skutecznie pod presją czasu. Jeśli chodzi o same karetki – są one wyposażone podobnie jak te dla ludzi. Sprzęt jest oczywiście dedykowany dla zwierząt, urządzenia mają inne końcówki i średnice. Właściciele psów dzwonią bezpośrednio do właściciela ambulansu lub do lecznicy weterynaryjnej, z którą ratownik ma podpisaną umowę. Zainteresowanie kursami i samymi usługami jest coraz większe. Szkolenia odbywają się głównie w Trójmieście. Ich uczestnikami wielokrotnie byli także mieszkańcy Elbląga.
- opowiada Lichnerowicz. Michał Jakubik był uczestnikiem takiego kursu. W krótkim czasie stworzył w Gorzowie Wielkopolskim specjalny system powiadamiania. Jak to działa w praktyce?
Zgłaszamy problem do dyspozytora/ratownika - on szuka najbliższej czynnej lecznicy i po konsultacji telefonicznej podejmowana jest decyzja o wysłaniu ambulansu. Dziś na tyle pozwalają nam przepisy prawne. Czas pokaże czy będą powstawać kolejne karetki. Zapotrzebowanie oraz zainteresowanie jest ogromne, ale wdrożenie systemu musi być poprzedzone edukacją i informacją kim są ratownicy. A to banalnie proste, bo to analogia ratownictwa ludzkiego - ratownicy udzielają pierwszej pomocy i dowożą pacjenta w bezpieczny sposób do dalszej diagnostyki i leczenia – w tym wypadku do kliniki weterynaryjnej.
- wyjaśnia ratownik. Jednym z pomysłów na budowę systemu ratownictwa weterynaryjnego w całej Polsce jest stworzenie ubezpieczenia dla zwierząt, które obejmowałoby usługi z zakresu ratownictwa.
Takie ubezpieczenie byłoby dobrowolne. Ambulans mógłby być utrzymywany ze składek. W Unii Europejskiej taki zawód jak ratownik weterynaryjny już istnieje. Myślę, że wprowadzenie systemu do Polski jest kwestią czasu.
- podsumowuje Lichnerowicz. Rozmowy na temat stworzenia sieci ratownictwa weterynaryjnego trwają. Aby taki system zadziałał, weterynarze musieliby wyrazić chęć współpracy z ratownikami. Część środowiska lekarskiego do samej inicjatywy podchodzi dość sceptycznie. Ratownicy nie tracą jednak zapału i mówią głośno, że nie są konkurencją dla weterynarzy, bo przecież ich główną rolą jest dowiezienie zwierzaków do lecznicy i udzielenie pierwszej pomocy.