W całym napiętym grafiku koncertowym klubu Mjazzga, w czwartek wieczorem (4 kwietnia) znalazło się miejsce na niespodziewany koncert, elblążanina, mieszkającego od wielu lat za granicą - Łukasza Mrozińskiego.
Jak doszło do tego koncertu? Otóż Łukasz co parę lat przyjeżdża do Elbląga odwiedzić rodzinę. Podczas tego pobytu odwiedził klubu parę razy i w pewnym momencie przyznał się właścicielowi, że jest muzykiem i chciałby zagrać koncert, na co właściciel Mjazzgi, Wojtek Minkiewicz odpowiedział: „Spróbujmy!”.
Mroziński jest muzykiem, który prezentuje muzykę alternatywną, dość trudną w odbiorze, z góry zapowiadał to organizator koncertu. Nawet Łukasz przed samym występem stwierdził, że zagra maksymalnie 30 do 40 minut. Potem koncert może być już naprawdę uciążliwy.
Muzyka Mrozińskiego jest autorska, wykonywana na gitarze elektrycznej. Używa jedynie loop station do odtwarzania wcześniej nagranych sampli. Podczas koncertów we Włoszech występuje z nim perkusistka – Grace. Pozwala to na rezygnację z elektronicznych bitów na rzecz tradycyjnej perkusji. Gatunek grany przez Łukasza Mrozińskiego jest wymagający w odbiorze. Muzyka jest mroczna i miejscami bardzo głośna, jednak kiedy przechodzi w wokal staje się przyjemna dla ucha, by zaraz przejść znowu w coś niepokojącego, co powoduje dreszcze. Dreszcze podobne do tych, kiedy reagujemy na dźwięk blisko przejeżdżającej karetki pogotowia.
Koncert jest także miły dla oka, muzyk nie chowa się za zwojami kabli i ekranem laptopa, reaguje żywo i adekwatnie do nastroju granej muzyki.
A kim jest sam Łukasz i co robi w Elblągu, o to zapytałem go po koncercie:
Jesteś z pochodzenia elblążaninem?
Tak, urodziłem się tutaj, a wyjechałem z Elbląga w 1990 roku z rodzicami do Włoch. Teraz mieszkam w Turynie.
A co dziś cię sprowadza z powrotem?
Krótko mówiąc, przyjechałem odwiedzić dziadków. Odwiedzić rodzinę, miasto. Bardzo mi brakuje tego. Kiedy wyjeżdżałem za granicę miałem 9 lat. Ale nadal czuje się związany z miastem.
Czy na co dzień we Włoszech żyjesz z muzyki? Jesteś tam zawodowym muzykiem?
Ciężko jest jest tam wyżyć z muzyki, zresztą podobnie jak i tutaj. Choć to też zależy jaką muzykę grasz. Miałem okazję grać muzykę komercyjną, dzięki której mogłem zarabiać. Ale zauważyłem, że mi się nie podoba taki gatunek. Nie chciałem grać według czyiś zasad, ubierać się tak jak ktoś tego sobie życzy. Chciałem grać to co MI się podoba, wybrałem niezależność.
W takim razie czym się na co dzień zajmujesz jeśli wybrałeś taką niekomercyjną drogę?
Zajmuję się pogrzebami. Jestem grabarzem. Już jako dziecko obserwowałem tę pracę i myślałem sobie, że chciałbym być albo księdzem albo w inny sposób pracować na cmentarzu. Próbowałem różnych zawodów, pracowałem i w banku, i w biurze, w szkołach, a na koniec wybrałem jednak taką pracę. Bardziej spokojną.
A twoja praca grabarza ma jakikolwiek wpływ na twoją muzykę? Muzykę masz momentami mroczną.
Nie, nigdy. W moich piosenkach raczej poszukuje czegoś trudnego do zrozumienia. Nie chce dawać publiczności gotowego rozwiązania, muszą wsłuchać się i odnaleźć treść. Szukam czegoś nowego. Nie było sensu robić tego samego co już jest, w stylu zwrotki refren. To by było za łatwe.
Jak powstaje twoja muzyka?
Za bardzo nie lubię elektroniki, unikam pracy przy laptopie. Używam głównie loop station. Nagrywam na urządzenie dźwięki, głosy z otoczenia– dziś np. było można usłyszeć głos mojej ostatniej dziewczyny, która mówi po włosku, chyba coś tam o wiewiórkach. Następnie te wypowiedzi i dźwięki zapętlam, mieszam, dołączam gitarę i w ten sposób powstaje muzyka.
Nagrałeś już jakieś swoje płyty?
Tak, trzy. Pierwsza nazywała się Do it yourself. Wolę właśnie taką zasadę – aby robić wszystko samemu, nawet na własny koszt. Nikt mi wtedy niczego nie narzuca. Począwszy od muzyki, a kończąc na grafikach na okładkę. Tę pierwszą płytę nagrałem sam w domu. Dwie pierwsze nagrałem z zespołem Mercevivo, ostatnia jest już moja, autorska - Mrozinski. Recenzje jej są bardzo dobre. Nie do końca jest to płyta solowa ponieważ gram z jedną dziewczyna, nazywa się Grace. Ona gra na perkusji.
W piosenka można usłyszeć twój głos. Czyje to teksty?
Wszystkie teksty są moje. Od początku kiedy zacząłem grać, nigdy nie lubiłem a i nie umiałem śpiewać żadnych coverów ani cudzych piosenek.
Spiewasz po angielsku i po włosku. A o czym śpiewasz?
O tym co myślę. O moich sprawach, które mnie otaczają. Na przykład dziś pierwsza piosenka była o mojej córce, druga o cmentarzach, itp. Na pewno nie śpiewam o polityce. Mam swój pogląd na świat, ale przekazuje go między słowami.
Na koniec chciałbym cię zapytać czy sercem czujesz się nadal związany z Elblągiem?
Oj bardzo. Pierwsza rzecz, którą zrobiłem po przyjeździe do Elbląga to poszedłem do Bażantarni. Tylko szkoda, że nie mam tu już nikogo z moich znajomych. Wszyscy powyjeżdżali. Ale i tak kiedy tylko mogę to tu wracam. O mieście dużo zawsze mówię, wracam tu choćby myślami. Podoba mi się, że jak przyjeżdżam co parę lat to pojawia się coś nowego. Fajnie, że trochę ludzi młodych zostało, że są jeszcze w mieście jakieś osoby, które wierzą w to miasto. Gdyby słuchać tylko moich dziadków, to oni mówią, że to jest miasto tylko emerytów. A to nie jest tak. Przekonałem się o tym w ostatnich trzech tygodniach mojego pobytu tutaj. Nie wiem gdzie oni podziewają się w ciągu dnia ale wieczorami ich widzę. A to dobrze.
Więcej o Łukaszu Mrozińskim można znaleźć na jego stronie: http://mrozinski.altervista.org