Około godziny 2.00 w nocy 6 lipca (piątek) we wsi Sakówko (około 2 km na południowy-zachód od Pasłęka) rozbił się wojskowy samolot odrzutowy – pochodzący z 22 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku myśliwiec MiG-29. Jego pilot – porucznik Krzysztof S. – katapultował się, ale nie przeżył. O zdarzeniu tym napisaliśmy jako pierwsi w Polsce.
Rodzina zmarłego została powiadomiona o wypadku. Została objęta opieką psychologiczną. Tragicznie zmarły pilot posiadał ponad 850 godzin wylatanych w powietrzu w tym ponad 600 godzin na MiG-29, na których pełnił dyżury bojowe. Wielokrotnie brał udział w krajowych i międzynarodowych ćwiczeniach.
– przekazało w komunikacie Ministerstwo Obrony Narodowej.
W pierwszej chwili smutek, bezsilność i pytanie, co się stało? Przecież katapultowanie jest bardzo skutecznym sposobem ratowania życia w sytuacjach ekstremalnych. Wyposażenie samolotów odrzutowych w fotele katapultowe spowodowało przełom w ratownictwie lotniczym. Ocenia się, że dzięki tego typu urządzeniom produkowanym przez samą tylko firmę Martin Baker, będącą liderem światowego rynku, ponad 7500 osób uratowało życie. Co się zatem wydarzyło, że tym razem stało się inaczej i pilot nie przeżył?
Jak działa to urządzenie? Znajdują się w nim ładunki wybuchowe. W sytuacji awaryjnej pilot pociąga za uchwyty umieszczone pomiędzy nogami, aktywizując system związany z katapultowaniem. Po odstrzeleniu mechanizmów otwierania spadochronu wraz z zagłówkiem, pasy przyciągania barkowego zostają ucięte, a pilot odrywa się od fotela. Następuje otwarcie spadochronu głównego i opadanie swobodne. Celem jest ocalenie życia pilota za wszelką cenę, bez względu na ryzyko podczas katapultowania. Część pilotów, którzy byli zmuszeni do opuszczenia samolotu poprzez katapultowanie, kończy karierę ze względu na obrażenia ciała.
W pilotowanym przez porucznika Krzysztofa S. samolocie został zastosowany fotel wyrzucany K-36 produkcji rosyjskiej (NPP Zwiezda), uznawany przez wielu znawców branży lotniczej za najlepszy na świecie. Do historii przeszło zdarzenie, które miało miejsce 8 czerwca 1989 r. podczas Międzynarodowego Salonu Lotniczego w Paryżu. Dzięki użyciu fotela K-36 z sukcesem katapultował się wówczas pilot MiG-29 Anatolij Kwoczur. Stało się to zaledwie kilkadziesiąt metrów nad ziemią, samolot spadał niemal pionowo, a sam fotel został wystrzelony w kierunku ziemi!
Media po zbadaniu okoliczności sugerują, że pilot MiG-a 29 porucznik Krzysztof. S., który mimo próby katapultowania się zginął kilkaset metrów od wsi Sakówko (ok. 2 km od Pasłęka), celowo zwlekał z opuszczeniem maszyny, by ta nie spadła na pobliską wieś. Pilot dostał polecenie, by się katapultować, ale takie rozwiązanie oznaczałoby, że samolot uderzy w teren zabudowany. Najprawdopodobniej, zdając sobie z tego sprawę, porucznik Krzysztof S. postanowił zaryzykować i wyprowadzić maszynę na pole znajdujące się za wsią. Tam też się katapultował. Najwidoczniej operacja wyrzucenia fotela z samolotu odbyła się zbyt późno. Pilot zginął na miejscu, mimo katapultowania się.
Podobna sytuacja miała miejsce podczas pokazów Air Show 2009 w Radomiu. W katastrofie myśliwca Su-27 zginęło wówczas dwóch białoruskich pilotów. Na chwilę przed katastrofą dostali z wieży kontrolnej komunikat, że powinni się katapultować. Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż ocenili, że są zbyt blisko obserwujących pokazy ludzi i pragnęli uniknąć wielkiej tragedii.
Niewykluczone, że pilot tego samolotu celowo skierował go na pole poza publiczność, żeby nie doszło do olbrzymiej tragedii i być może to spowodowało, że miał zbyt małą wysokość na katapultowanie się
– komentował bezpośrednio po tragicznym zdarzeniu zachowanie białoruskiego pilota były pilot mjr Michał Fiszer.