Do tego dążą politycy Platformy Obywatelskiej, którzy przedstawili w Sejmie projekt ustawy, dającej władzom miast możliwość tworzenia specjalnych stref, wolnych od spalin i zanieczyszczeń, generowanych przez starsze auta. O tym, czy dane auto stanowić będzie zagrożenie dla środowiska nie zdecydują jednak specjaliści, a jedynie data pierwszej rejestracji auta. Co na ten temat sądzą elbląscy kierowcy?
Eko strefy, czyli miejsca w mieście, po których poruszać się będą mogły auta o niskim poziomie emisji spalin, to pomysł posłów PO, ktorzy w ten sposób chcą zadbać o tych, którzy na co dzień nie korzystają z aut, ale są narażeni na generowane przez nich zanieczyszczenia. Prawo wjazdu do takich stref mieliby ci kierowcy, którzy umieszczą w widocznym miejscu na swoim aucie specjalne naklejki, informujące o klasie ekologicznej ich pojazdu.
Ta ma być określana za pomocą stosownych kolorów - czerwona naklejka dla aut z rocznika 1997-2000, żółta - dla tych, których data pierwszej rejestracji wypada między 2001-2005 a zielona - dla aut, zarejestrowanych w okresie 2006-2010. Najwyżej plasują się auta z silnikami diesla, rejestrowane po roku 2010. Taka klasyfikacja aut, jedynie w oparciu o datę rejestracji nie do końca podoba się kierowcom:
Trzy lata zbierałem pieniądze, żeby w końcu móc kupić swoje pierwsze auto. Kosztowało mnie parę ładnych tysięcy. Zarejestrowałem je po roku 1998. Mieszkam w centrum Elbląga. Czy to oznacza, że nie wjadę samochodem do centrum miasta i będę musiał je zostawiać Bóg wie gdzie?
- zauważa Patryk Sobieszczuk, student. Okazuje się, że pomysłodawcy projektu ustawy przewidzieli swoistą lukę, którą kierowcy będą mogli wykorzystać, by wjeźdżać do tzw. eko stref. Chodzi mianowicie o wymianę tych części auta, które mogą rzutować na to, jak duży poziom spalin emituje. Jeśli więc kierowca wymieni silnik na nowszy, samochód trafi do stacji kontroli pojazdów a tam poddany zostanie obserwacji. Od jej wyniku zależy czy samochód awansuje o klasę wyżej i tym samym będzie miał prawo wjazdu do "zielonej" strefy.
Pomysł pomysłem, ale przecież, znając polityków, nie wyłożą na te naklejki z własnej kieszeni. Jak żyję czegoś takiego nie doświadczyłem i teraz nie będzie inaczej.
- utyskuje pan Mariusz Mińczyk. Projekt uchwały zakłada, że stosowna nalepka będzie kosztować ok. 10 zł, a wniosek o jej przyznanie będzie trzeba wysłać do starosty, właściwego dla miejsca zamieszkania. Brak takiego oznaczenia skutkować będzie nałożeniem na kierowcę mandatu. Z obowiązku zakupu naklejki nie będą również zwolnieni kierowcy motocykli.
Nie będą jednak musieli umieszczać ich na swoich pojazdach, a jedynie okazywać do kontroli. Ich kolorystyka w przypadku jednośladów przedstawia się następująco: naklejka czerwona dla motocykli, zarejestrowanych między wrześniem 1980 a czerwcem 1999, żółta - dla pojazdów, rejestrowanych mędzy czerwcem 1999 a 2007 i zielona - dla tych, zarejestrowanych po 2007 roku.
To dopiero projekt uchwały. Jak kierowcy zareagują, gdy zostanie pozytywnie zaopiniowana i wejdzie w życie?