Poseł Jerzy Wilk już kilkukrotnie zabrał głos w sprawie wiaduktu i kulisów reportażu, który został wyemitowany 25 października na antenie TVP 1. W świetle wypowiedzi posła wynika, że materiał filmowy został zrealizowany wiele dni przed pierwszą turą wyborów. Jego zdaniem narracja prezydenta Elbląga w tym temacie nie jest właściwa. Elbląski parlamentarzysta twierdzi, że od samego początku działał na rzecz elblążan mieszkających w budynku znajdującym się tuż obok budowli. Twierdzi, że zgłaszane przez nich uwagi oraz prośby zostały przez urzędników ratusza pozostawione bez odpowiedzi.
Parlamentarzysta poinformował, że osobiście pojechał na ulicę Lotniczą. Będąc na miejscu przekonał się, że "sytuacja jest nie do pozazdroszczenia".
Ja zrobiłem to, co do mnie należało. Urząd Miejski nic w tej sprawie nie robił, a teraz ma do mnie pretensje, że interweniowałem. Należało rozmawiać z mieszkańcami, załatwić tę sprawę, a nie zrzucać teraz odpowiedzialność na posła, który w tej sprawie interweniował. To był mój obowiązek. W innych sprawach robię to samo, co w sprawie wiaduktu. [...] Uważam, że to jest oburzające, że prezydent miasta przerzuca teraz odpowiedzialność na mnie za to, że tam pewne rzeczy się wydarzyły. Nie współpracowano z mieszkańcami, nie rozmawiano, wprowadzono ich w błąd, sprzedano im te mieszkania, mają fatalną sytuację i nikt tam się nie pofatyguje. [...] Nikt nie chce słuchać, co mają do powiedzenia ci mieszkańcy
– argumentował poseł Jerzy Wilk.
Sytuacja jest jasna i czytelna. Mieszkańcy ulicy Lotniczej najpierw próbowali dostać się do panów prezydentów. Zostali zlekceważeni. Napisali kilka skarg do powiatowego nadzoru budowlanego, które pozostały bez odzewu. W związku z tym zwrócili się do mnie. Ja nie jestem fachowcem od dróg i mostów, w związku z tym poprosiłem jednego z zaprzyjaźnionych inżynierów, żeby sprawdził, czy rzeczywiście jest coś na rzeczy, czy ci mieszkańcy mają rację, że są zaniepokojeni.
On to sprawdził: odległość budynków mieszkalnych od wiaduktu wynosi 4,5 metra, obejrzał te zdjęcia, które oni robili podczas pracy, na których widać, że niekoniecznie materiały, których używano były odpowiedniej jakości – nie było kruszywa – była ziemia taka gliniasta, którą wrzucano, a następnie wałowano, przysypywano kruszywem, a więc stanowiło to taki wypełniacz. Później szpachlowanie tego wybrzuszonego wału przez pracowników późnym wieczorem, żeby nikt tego nie widział; pęknięcia, zarysowania na ścianach.
Teraz jeszcze te reflektory świecą im prosto w oczy wieczorem, ponieważ te mieszkania znajdują się na wysokości wiaduktu. To tak, jakby te samochody im wjeżdżały do mieszkań. Mimo tego sprzedano im te mieszkania. Po co? Należało rozebrać te budynki i wybudować tę inwestycję zgodnie z procedurami. Tak byłoby najuczciwiej, a tak sprzedano im te mieszkania, ściany im pękają. Oni teraz się nie wyprowadzą – nikt tych mieszkań od nich nie kupi. Mówi się: bądźcie cicho, bo jest dobrze. Nie jest dobrze.
Ja tylko się wypowiedziałem do kamery, jak przyjechał pan redaktor przed wyborami –przecież to nie wczoraj nagrano, a kilka tygodni temu – że uważam, że z mojego punktu widzenia należało wysłuchać tych ludzi, a nie zastraszać, a pamiętam tę konferencję, na której pan wiceprezydent miasta Janusz Nowak straszył tego inżyniera, że on postępuje nieetycznie, że jest jakaś izba korporacyjna inżynierów budownictwa i mają sąd dyscyplinarny i za to.... To jest chore. Lekarze mają swoją izbę i lekarz na lekarza nic złego nie może powiedzieć, adwokat na adwokata. Teraz okazuje się, że inżynier na inżyniera nic złego nie może powiedzieć. Niedługo będzie tak, że sprzedawca w sklepie na sprzedawcę w sklepie nic nie będzie mógł powiedzieć. Do czego to dochodzi.
Nikt tych ludzi nie chciał wysłuchać: ani władze miasta, ani nadzór budowlany, ani nikt wokoło. Ja znalazłem człowieka, który ich wysłuchał i te spostrzeżenia swoje i mieszkańców przelał na paper i wysłał do nadzoru budowlanego z zapytaniem. Reperkusją było to, że zwołano konferencję i zagrożono temu młodemu człowiekowi, że pytał pana inspektora nadzoru,czy o to sprawdzał, czy to i to nie przyniesie szkód mieszkańcom i samemu wiaduktowi. Żadnej odpowiedzi nie dostał, a jeszcze w dodatku go postraszono, że będą jakieś konsekwencje z tego tytułu. No i wypisz wymaluj – całkiem przypadkowo – po tym wystąpieniu spotkał się z dwoma kontrolami na budowach, które prowadzi. Ja wiem, że to jest czysty przypadek, czysty przypadek...
To żaden mój as rękawie, to nie moja inicjatywa. Ja tylko pomogłem w pewnym momencie, żeby ktoś fachowo zajął się tematem
– poinformował Jerzy Wilk na konferencji prasowej.
Zupełnie innego zdania są urzędnicy ratusza.
Wiceprezydent Elbląga Janusz Nowak, na zorganizowanej kilka dni temu konferencji prasowej, mocno stanął w obronie powiatowego inspektora nadzoru budowlanego oraz wszystkich tych, którzy brali udział w realizacji inwestycji:
Nie powinno się też szkalować powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, który wydał pozwolenie na podstawie dogłębnej analizy dziesiątków dokumentów, protokołów odbiorów, sprawdzeń i jakości materiałów. Nie wolno mówić, że wiadukt został zrobiony po łebkach. To jest krzywdzenie nie tylko powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, ale wszystkich ludzi, którzy pracują u niego i całej kadry technicznej, inżynieryjnej, która uczestniczyła w procesie budowy tego wiaduktu.
26 października prezydent Elbląga Witold Wróblewski odczytał oświadczenie, w którym odniósł się do zarzutów stawianych w reportażu telewizyjnej Jedynki. Stwierdził wówczas, że kampania wyborcza (prowadzona przez polityków Prawa i Sprawiedliwości – przyp. red.) przekroczyła granice absurdu i zwykłej ludzkiej przyzwoitości.