W minioną niedzielę wieczorem, w miejscowości Gronowo Górne, doszło do zderzenia samochodu osobowego z łosiem. Nie byłoby w tym nic szczególnego gdyby nie totalna znieczulica wszelkich służb, jakie proszono o pomoc w sprawie mocno poturbowanego zwierzęcia. Efekt? Według opublikowanego postu na profilu Ośrodka Okresowej Rehabilitacji Zwierząt w Jelonkach, zwierzę konało przeszło 2 godziny na ulicy!
Do zdarzenia doszło w minioną niedzielę w miejscowości Gronowo Górne około godziny 22:00. Pod koła nadjeżdżającego auta wbiegł 400-kilogramowy łoś. Kierujący zostaje odwieziony do szpitala. A co zwierzęciem? Jak dowiadujemy się z profilu Ośrodka w Jelonkach, zwierzę konało przez prawie dwie godziny na ulicy.
Pracownica Ośrodka, pani Ania (którą nasi Czytelnicy mogli już poznać w specjalnym materiale video) zawiadomiona przez policję pojechała na miejsce tak szybko, jak się tylko dało. Jak czytamy w poście, „ściągnęła kogo mogła, by próbować ratować zwierzę z jezdni”. Niestety, nie udawało się, zwierzę było za ciężkie. Rozpoczęła się prawdziwa walka o… pomoc. Tej nikt nie chciał udzielić.
Co robić dalej? Straż pożarna nie przyjechała z podnośnikiem, o który proszono. Do weterynarza, który ma podpisaną umowę z miastem, nie udało się dodzwonić, zresztą łoś był 500 m poza obszarem miasta. Do gminy nie udało się dodzwonić. Policja nie mogła ustalić, do kogo w obowiązkach należy zajęcie się łosiem: czy do miasta, czy gminy, czy zwierzę leży na drodze gminnej czy powiatowej. Dzwoniono do sztabu kryzysowego - mówili, żeby zawiadomić Jelonki. Dzwoniono do powiatowego lekarza weterynarza - także podpowiedziano Jelonki. Nikt z osób nie czuł się odpowiedzialny choćby uśpić to zwierzę, które okrutnie cierpiało. W efekcie konało prawie 2 godziny na ulicy.
Jeden z portali internetowych zajął się sprawą i poprosił o komentarz przede wszystkim miasto. Łukasz Mierzejewski z biura prasowego Ratusza w rozmowie z elblag24.pl stwierdził jedynie, że do wypadku doszło… poza granicami Elbląga, więc weterynarz, który ma podpisane porozumienie z miastem, nie miał obowiązku przyjechać.
Portal ustalił również, że policjanci obecni na miejscu zdarzenia zawiadomili Zarząd Dróg Powiatowych w Pasłęku oraz Powiatowego Lekarza Weterynarii. Żadna instytucja nie zainteresowała się rannym łosiem.
Mówiąc krótko: straż miejska, weterynarze, miasto, sztab kryzysowy, strażacy - nikt nie poczuł się do tego, aby pomóc. Tak… po prostu. Łosiowi zabrakło 500 metrów - tyle dzieliło miejsce zdarzenia od granicy administracyjnej miasta.
Jak to podsumować? Słowo „znieczulica” jest zdecydowanie zbyt łagodne.