Akredytacje na sesje Rady Miasta? Taki pomysł padł z ust... no właśnie – kogo? Przewodniczący Rady Miasta Janusz Nowak twierdzi, że była to sugestia służb prasowych prezydenta. Monika Borzdyńska kontruje, że to przewodniczący zgłaszał chęć wprowadzenia porządku na sesjach. Kto ma rację?
Kto był na sesji Rady Miasta ten wie, że fotoreporterów, dziennikarzy, kamerzystów jest tam mnóstwo. Każdy walczy o dobre ujęcie, każdy spija słowa płynące z ust urzędników.
Komu to przeszkadza? Monika Borzdyńska, rzecznik prasowa prezydenta, z którą rozmawialiśmy jako pierwszą twierdzi, iż to przewodniczący Janusz Nowak zauważył, że nie widzi radnych właśnie przez stojące w kilku punktach kamery i fotoreporterów, którzy walczą o ujęcia.
Pan Nowak poprosił mnie o poradę w tej sprawie, tak, aby wprowadzić ład i porządek na sesjach. Zaproponowałam, aby wprowadzić akredytacje prasowe dla KAŻDEGO chętnego dziennikarza, aby wprowadzić regulamin dla kamerzystów i fotoreporterów, którzy pracują podczas sesji. To wszystko, co zostało wykonane z naszej strony. Wszelkie decyzje podejmuje już Przewodniczący, czyli Pan Nowak. Ja nie mam takiej mocy, aby wprowadzić jakiekolwiek zmiany w pracy dziennikarzy podczas sesji – mówi Monika Borzdyńska.
Zadzwoniliśmy do Janusza Nowaka z prośbą o komentarz w tej sprawie. Według jego słów, pomysł wprowadzenia akredytacji podczas sesji miał paść ze strony służb prasowych prezydenta (w tym rzecznika prasowego, czyli Moniki Borzdyńskiej). Przewodniczący tłumaczył, że za sprawy techniczne odpowiada właśnie prezydent, więc również i wprowadzenie akredytacji leży po jego stronie. Janusz Nowak wyraźnie podkreślił, że media nie przeszkadzają mu w przeprowadzeniu sesji, czasem wyłącznie poprosi o przestawienie danego statywu z kamerą. I tyle.
Powstał więc paradoks – kto jest odpowiedzialny za pomysł wprowadzenia akredytacji dla dziennikarzy? Z obu stron można jasno wywnioskować, że jest to klasyczne „odbijanie piłeczki”. Znów zadzwoniliśmy do rzecznika prasowego z prośbą o ustosunkowanie się do słów przewodniczącego Nowaka.
Pan Nowak wielokrotnie podkreślił, że przeszkadzają mu operatorzy kamer. Powtórzę się: poprosił mnie o radę w jaki sposób można by było to unormować. Zaproponowałam wprowadzenie ścisłego regulaminu dla mediów. I temat ucichł, ja ze swojej strony nie mogę zrobić nic więcej. To Pan Nowak jest odpowiedzialny za to, w jaki sposób pracują media podczas sesji. Pomysł akredytacji wzięłam z innych miast, w których przed sesją zgłasza się chęć ustawienia kamery. Po wprowadzeniu pomysłu wszystko byłoby uporządkowane – odpowiada rzeczniczka.
Akredytacje byłyby, jak zapewnia Monika Borzdyńska, wydawane wszystkim redakcjom, które byłyby zainteresowane uczestnictwem w sesjach Rady Miasta. Nie ma mowy o cenzurze.
Dzięki takim akredytacjom chcemy uniknąć przykładowej sytuacji: ktoś w ogóle niezwiązany z mediami ustawia kamerę na powiedzmy daną radną i nagrywa ją przez całą sesję. Następnie tak montuje materiał, że do internetu trafia filmik, który pokazuje dziwne miny danej radnej. Po co to nam? A właśnie takie uwagi były zgłaszane przez Radnych - kończy rozmowę Borzdyńska.
Całą sytuację można podsumować krótko – klasyczne odbijanie piłeczki, zamiast merytorycznego podejścia do tematu. Pomysł wprowadzenia akredytacji i regulaminu sesji dla mediów pomysłem złym nie jest, lecz dzięki przepychance słownej może wyniknąć z tego kolejna, niepotrzebna afera.
Pozostaje pytanie: czy to początek kampanii wyborczej?