"Kiedy przyjdą podpalić dom, ten, w którym mieszkasz - Polskę (...)" - tak zaczyna się wiersz Władysława Broniewskiego, który każdy zna, albo znać powinien. Dlaczego o tym piszę? I co ma z tym wspólnego Armia Krajowa? Okazuje się, że całkiem dużo, bowiem w całej Polsce powstają oddziały Armii Krajowej. Nie będą to grupy partyzanckie, a współpracujące z wojskiem zawodowym.
O tym, czego dokonali żołnierze Armii Krajowej, możemy dziś przeczytać w podręcznikach szkolnych, w książkach historycznych czy oglądać na filmach dokumentalnych. Słuchamy o ich bohaterstwie i poświęceniu, o tym, że oddali za Ojczyznę to, co mieli najcenniejsze - swoje życie. Pomysł na nową Armię Krajową zrodził się już w latach 90. ubiegłego stulecia, choć wówczas nie myślano o nadaniu formacji wojskowej nazwy AK.
Wówczas pomysłodawcą był Romuald Szeremietiew, wiceszef Ministerstwa Obrony Narodowej. Pomysłu nie udało mu się jednak zrealizować. Obecnie patronuje inicjatywie Marcina Waszczuka, komendanta Związku Strzeleckiego "Strzelec". Pierwszy oddział AK powstał we wrześniu ubiegłego roku w Świdniku. W artykule, który pojawił się na stronie internetowej "Newsweeka" czytamy: "Waszczuk opowiedział o potrzebie stworzenia jednostek, które kontynuowałyby walkę „gdyby doszło do inwazji, a polskie siły zostały zniszczone”. Dobrym argumentem za tym, aby to zrobić miałaby być „rosnąca nieprzewidywalność Rosji”.
Oddziały AK, jak pamiętamy z historii, były oddziałami partyzanckimi. Należący do nich żołnierze ryzykowali życiem, a nierzadko ginęli za ojczyznę. Czy dziś bylibyśmy zdolni do takiego poświęcenia? Przeprowadzano wiele badań sondażowych na ten temat.
Wyniki sondażu instytutu GFK Polonia z 2008 roku pokazały, że gotowość bojową wykazało aż 71 % ankietowanych. W roku 2014 podobne badanie przeprowadził instytut Homo Homini. Wówczas oddanie życia za kraj w przypadku zagrożenia zadeklarowało tylko 19 % respondentów. Tak duża rozbieżność może dziwić.
Kiedy jednak uświadomimy sobie pewne kwestie, taki stan rzeczy zaczyna być zrozumiały. Pierwsze zagadnienie dotyczy sytuacji politycznej w kraju. W sytuacji, gdy Polska podzielona jest na zwolenników tej czy innej partii, a zaufanie do urzędników państwowych jest stosunkowo niskie, wynik sondżu z 2014 roku nie dziwi.
Drugie zagadnienie, na jakie należałoby zwrócić uwagę, to wiek respondentów. O ile Polacy w sędziwym wieku niekiedy pamiętają jeszcze czasy II wojny światowej i mimo to chcieliby służyć krajowi, gdy wybije odpowiednia godzina, o tyle młodzi nie czują się tak związani z historią swojego kraju, a przynajmniej nie tak bardzo, jak powinni. Do tego dochodzi inna kwestia. Młodzi elblązanie, którym zadałem pytanie o to, czy stanęliby do walki z agresorem, który napadłby na nasz kraj, niemal za każdym razem odpowiadali, że tak. To było bardzo zastanawiające.
Dopiero rozmowa ze starszym mieszkańcem naszego miasta rzuciła nieco światła na tę sytuację: - Dla nich sytuacja, w której musieliby chwycić za broń w obronie kraju, jest tak odległa i nierealna, że nie traktują podobnych pytań poważnie. Oni nie wiedzą, jak było w czasie wojny, gdy AK prowadziła wojnę szarpaną z wrogiem. Nie wiedzą, jak to jest patrzeć na śmierć przyjaciela. Nie rozumieją powagi pytania. Nigdy nie byli w sytuacji zagrożenia życia, więc całą tę historię z wojną traktują jak jedną wielką abstrakcję. Proszę się więc nie dziwić, że odpowiadali tak, jak odpowiadali - mówił pan Jan.
Zapytany o pomysł utworzenia nowego AK, mój rozmówca odpowiedział: - To będzie tylko nieudany klon tego, co było dawniej. Wtedy były inne warunki, inna sytuacja w kraju. Obawiam się, że ta nowa AK to będą takie grupy ludzi, którzy będą się bawić w wojnę. Wszyscy widzimy co robi Rosja, ale czy powtórzy się scenariusz z lat minionych i czy będziemy musieli obawiać się napaści żołnierzy znad Leny? Wątpię.
Źródła: onet.pl, polska.newsweek.pl