W piątek odwiedził Elbląg ks. Wojciech Lemański. Jego wizyta sprowokowała jednego z naszych Czytelników do refleksji, którymi chciał podzielić się z innymi. Zamieszczamy je poniżej.
„Elbląg nawiedził ks. Wojciech Lemański. Kapłan ten jest, m.in. razem z ks. Sową i ks. Charamsą, idolem środowisk liberalno-lewackich. O Kościele mówi tak „jak trzeba”, czyli w większości źle, a o obecnej władzy jeszcze gorzej. Demonstruje tym, jak twierdzą sekundujące mu media, „niezależność, by nie powiedzieć – bohaterstwo”. On sam jest skromny – tylko od czasu do czasu rzuca nazwiskami Popiełuszki i Zycha, mądrości publiki pozostawiając wolność skojarzenia go z tymi księżmi. Tamtych duchownych zamordowała komunistyczna władza, jemu – Wojciechowi Lemańskiemu - grozi ten sam albo i jeszcze gorszy los od pisiorów.
Lemański uważa, że żyjemy w dyktaturze. Pisze o tym szeroko na swoim facebooku, rzucając gromy i oskarżenia na obecną władzę i Kościół, który nie znalazł uznania dla jego „apostolskiej” działalności. Lemański nie żałuje sobie dosadnych, a nawet wręcz chamskich określeń.
Zarzucając „pisowskie skrzywienie” większości biskupów, sam nazwał premier Beatę Szydło - „burą suką”. Apartyjny duchowny napisał też o szefowej rządu na swojej stronie: „Ta marionetka, która porażkę nazywa zwycięstwem, niedorajdę - geniuszem, tchórza spod Smoleńska - reformatorem polskiej armii, a niedouczonym prawnikom pozwala demontować polski system sądownictwa, zdecydowała się publicznie napluć w twarz i oskarżyć nas o to, że protestowaliśmy wtedy za pieniądze i pod czyjeś dyktando.”
Lemański, choć może ma takie ambicje, nie jest pierwszym „niepokornym duchownym” (cudzysłów jest w tym przypadku konieczny) w polskim Kościele. Za czasów komunistycznych byli już podobni mu księża. Jedni zrzucali sutannę, przechodząc jawnie na stronę komuny, inni pełnili pozornie nadal funkcje kapłańskie, swą aktywność koncentrując jednak na rozbijaniu Kościoła.
W roku 1953 wydawało się, że zwyciężyli: środowiska i organizacje katolickie zostały zlikwidowane, prymas Stefan Wyszyński internowany, a biskupi zastraszeni. Nie minęły jednak trzy lata, a prymas był już na wolności i powrócił do kierowania polskim Kościołem. Do samej śmierci, choć modlił się za nich, nie przyjął żadnego z księży-odstępców. Rekompensowali się oni dalszymi atakami na Jego osobę. Oskarżali prymasa o wrogość do ustroju i średniowieczny katolicyzm, czego przejawem miały być m.in. napisane przez niego jeszcze w czasie uwięzienia Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego. Uroczystość ich odczytania, na dwa miesiące przed uwolnieniem prymasa, zgromadziła na Jasnej Górze blisko milion wiernych.
Czy jest kwestią przypadku, że odbywające się dzisiaj modlitwy różańcowe, które gromadzą podobną rzeszę Polaków, spotykają się z równie nienawistną reakcją ze strony lewaków.
Pogardy dla „Różańca bez Granic” nie kryje też specjalnie ksiądz Lemański. Kapłan ów nawet dobrze nie wie, kiedy ta modlitewna akcja ma się odbywać – w Elblągu stwierdził, że „w najbliższą niedzielę”. Otóż szanowny księże, nie w niedzielę, tylko w sobotę! Może przydałoby się mniej czytać „GW”, a wziąć do ręki brewiarz i różaniec. Chyba, że chce ksiądz udać się na księżyc – jak bowiem ksiądz wyznał hasło - „księża na księżyc” - bardzo mu się podoba.”