Były niepewne relacje, historycy rozkładali ręce. Zmienił to Andrzej Dratwa, kierownik wydziału administracji cmentarzy Zarządu Zieleni Miejskiej. W księdze osób pochowanych odnalazł dwa wpisy o pochówkach zleconych przez Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Elblągu. Prawdopodobnie chodzi o 132 osoby.
Pierwsza siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego mieściła się w obecnym Nauczycielskim Kolegium Językowym, przy ul. Królewieckiej 100. Wejście było od Kopernika. Nie ma wielu dokumentów z lat największego terroru, 1945 - 1947. Stąd mogłoby się wydawać, że w Elblągu ubecy z enkawudzistami nie mordowali tych, których uznali za wrogów.
Prof dr. hab. Mirosław Golon w „Historii Elbląga” pisał, że terror zapanował także w naszym mieście. Jednak nie dysponował on żadnymi dowodami. Podobnie było w wydanej niedawno „Mapie terroru” przez Instytut Pamięci Narodowej w Gdańsku. Przytaczane są tam jedynie niepotwierdzone relacje.
Andrzej Dratwa, kierownik wydziału administracji cmentarzy Zarządu Zieleni Miejskiej korzysta w swojej pracy ze starych ksiąg pochowanych.
Przeglądając jedną z nich zauważyłem wpis: „Ekshumacja z ogrodu Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego”. Zaintrygowało mnie to
- mówi Andrzej Dratwa.
Ze swoim odkryciem podzielił się z naszą redakcją. Z wpisu pracownika Zakładu Oczyszczania Miasta (wtedy zajmował się on cmentarzami) wynika, że wydobywanie zwłok z ogrodu UB, przy Królewieckiej odbywało się w dwóch turach: od 12 do 17 lipca oraz od 23 do 26 lipca 1951 roku. Prokuratura wydała polecenie ekshumacji, ale z wpisu nie wynika jaki był jej numer. W przypadku pochówku 8 żołnierzy radzieckich jest on podany.
Najważniejsza informacja: w pierwszej turze przekazano ZOM 16 skrzyń zwłok, a drugiej 17. Ilu ludzi pochowano możemy się domyślać korzystając z wpisu dot. żołnierzy radzieckich. Wynika z niego, że w jednej skrzyni mieściły się 4 zwłoki. Agrykola pochowano więc 132 osoby.
Zapytaliśmy Andrzeja Dratwę o przypuszczenia, gdzie pochowano ludzi, których bezpieka pozbawiła życia i chciała skazać na niepamięć.
Jest zbiorowy grób jeńców wojennych z 1943 roku. Uważam, że ktoś postawił taką tabliczkę, bo przecież w czasach PRL, nie mógł napisać ofiary bezpieki i NKWD. Z kolei Niemcy podczas wojny nie mogli pochować jeńców na swoim cmentarzu
- argumentuje Andrzej Dratwa.
Zdaniem historyków ta opinia wydaje się dość prawdopodobna.
Rzeczywiście często UB chowało zamordowanych ludzi pod zmienionymi nazwiskami. Tak było z Leonem Kowalewskim, żołnierzem gen. Maczka. Funkcjonariusze UB z Wejherowa dotkliwie go pobili, rozbili mu czaszkę, ale jako przyczynę śmierci podali samobójstwo. Podobnie było w innych miastach
- wyjaśnia dr Daniel Czerwiński, z gdańskiego IPN.
Zapytaliśmy go jak ocenia odkryte przez Andrzeja Dratwę zapisy w księgach pochowanych.
To ważny dowód źródłowy. Już nie dysponujemy niepotwierdzonymi relacjami o mordach popełnianych przez funkcjonariuszy, ale wiarygodnym wpisem w urzędowym dokumencie
- tłumaczy dr Czerwiński.
Zamordowany przez komunistyczne władze Stefan Skrzyszowski, ostatni cichociemny, który mieszkał w Elblągu przez kilka powojennych lat, ma po 63 latach swój grób. Rodzina może wreszcie zapalić tam znicz. Wszystko dzięki akcji poszukiwań prowadzonych przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka z IPN oraz jego współpracowników, Czy można mieć nadzieję, że także 132 osoby zamordowane przez ubeków i NKWD odzyskają imiona i nazwiska? Czy będą miały pogrzeb? Ubecy wrzucili ich ciała do dołu w ogrodzie jak śmieci. Czy ich rodziny zapalą znicze na grobie? Jesteśmy Im to winni.