To pierwszy prezydent Elbląga, który spotkał się z mieszkańcami każdej dzielnicy twarzą w twarz. Trzeba to przyznać – Jerzy Wilk był bardzo dobrze do nich przygotowany, znał w większości problemy mieszkańców. Wszystkie zgłoszenia były skrupulatnie notowane. Spotkania przez okres wakacyjny odbywać się nie będą, więc czas na podsumowanie
Czym były spotkania z prezydentem? Każdy chętny mieszkaniec danej dzielnicy mógł zgłosić lub porozmawiać o problemach, które widzi w swoim najbliższym otoczeniu. Jerzy Wilk wielokrotnie usłyszał opinie na swój temat, poprzednich prezydentów, ale i też działań podejmowanych przez Urząd Miejski i podległych mu jednostek (ZBK, Zarząd Zieleni Miejskiej). Dzięki takim spotkaniom, przynajmniej w teorii, można było lepiej dostosować działania władz do potrzeb mieszkańców.
Wiele problemów było naprawdę poważnych. Warto tutaj wspomnieć o chociażby Browarnej 29, gdzie mieszkańcy, przez niesprawdzenie wcześniej podpisanych dokumentów, nie mogli wykupić swoich mieszkań. Jerzy Wilk nie brał bezpośredniego udziału w rozwiązaniu problemu, lecz samo spotkanie okazało się owocne – wszystko wskazuje na to, że lokatorzy będą mogli mieszkania wykupić na własność. Gdyby nie spotkanie – sprawa zapewne utkwiłaby w martwym punkcie.
Można również krótko opisać problemy, które były zgłaszaszane na praktycznie każdym spotkaniu. Świadczy to o jednym – dziury w drogach, opóźnienia w pracach drogowych, brak inwestycji dających miejsca pracy czy też wszechobecny brud na ulicach to rzeczy, które irytują mieszkańców całego Elbląga, a nie tylko wybranych dzielnic. Bardzo często pojawiały się również prośby o zlikwidowanie Straży Miejskiej. Padały przykłady jej funkcjonowania (jedna z mieszkanek na interwencję czekała ponad 3 godziny, jak łatwo można się domyślić, po przyjeździe na miejsce młodzieży spożywającej alkohol i rozrabiającej nie było), mieszkańcy opowiadali prezydentowi do jakich, niekiedy kuriozalnych, sytuacji dochodziło. Jak wiemy – do likwidacji nie doszło, jednak Jerzy Wilk zapowiedział reorganizację tej jednostki podległej pod Urząd Miejski. Na jej efekty będziemy musieli jednak poczekać.
Wiele problemów nie dotyczyło Urzędu Miejskiego. Tak było np. w przypadku drugiego spotkania prezydenta z mieszkańcami Zawady, na którym na jaw wyszła wojna na linii członkowie spółdzielni-Prezes spółdzielni. Często goście pytali Prezydenta o różnego rodzaju działki, budynki (niedokończone budowy na Starym Mieście), które nie należą do Miasta. Podczas zgłaszania tych problemów wyszła niekompetencja urzędników i władzy nie tylko z aktualnego okresu. Wcześniejsza władza (niektórzy mieszkańcy sięgali pamięcią nawet do czasów, gdy prezydentem był Henryk Słonina), a właściwie przez ich błędy z niektórymi problemami mieszkańcy danych ulic męczą się już od kilku lat. Często było tak, że przez decyzję poprzedników aktualny prezydent nie może nic zrobić. Powody są różne: właścicielem danego terenu jest kto inny (śmieszne sytuacje, kiedy blokiem zarządza jedna jednostka, chodnikiem inna, a terenem zielonym wokół jeszcze inna) lub podjęte wcześniej decyzje, które blokują jakiekolwiek działania, które można byłoby wykonać teraz.
Można było odnieść wrażenie, że niektóre z problemów to drobnostki. Jak chociażby brak kawałka chodnika, brak działającego oświetlenia na odcinku drogi, brak możliwości wycięcia drzewa, które zagraża bezpieczeństwu. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że z tymi drobnostkami mieszkańcy potrafią walczyć już od kilku lat. Bez rezultatu. Często pojawia się informacja, że w danej sprawie kontaktowali się z prezydentem, wiceprezydentem, urzędnikami. Pisali pisma, dzwonili, prosili i grozili. Powtórzę: bez rezultatu.
Po spotkaniu z Jerzym Wilkiem te drobne problemy najczęściej były rozwiązywane „od ręki”. Warto więc zastanowić się nad reorganizacją nie tylko Straży Miejskiej, ale i również urzędników w Urzędzie Miejskim. Czy problem nie może zostać rozwiązany, bo dany mieszkaniec nie ma aż takiej „siły przebicia” jak prezydent? Urzędnik powinien być dla petenta, a nie na odwrót.
Ile problemów notowali rzecznicy prasowi podczas spotkań z prezydentem? Jak podaje Monika Borzdyńska, która była obecna na większości z nich, około 15. Część z nich była przekazywana do innych instytucji (problem z EPEC-em na osiedlu Metalowców), a część była zapisywana ze statusem „do realizacji” w przyszłości. Pewnych próśb nie można zreazlizować od razu. Jak chociażby ronda na skrzyżowaniu ulic Grottgera i Bema. Odpowiedź zawsze była taka sama, ale szczera: brak środków na tę lub inną inwestycję. Parafrazując znane stwierdzenie: „no co zrobisz? Nic nie zrobisz.”
Czasu na spotkaniach zazwyczaj nie było zbyt wiele, więc niektóre problemy zostawały zapisywane, a Urząd Miejski następnie oddzwaniał lub odpisywał danemu mieszkańcowi. Sprawdziliśmy – rzeczywiście tak było. Osoba, która na ręce Moniki Borzdyńskiej przedłożyła problem dostała odpowiedź w swojej sprawie po dwóch tygodniach.
Spotkania obfitowały w emocje. Zdarzały się kłótnie nie tylko na linii prezydent-mieszkańcy, ale również mieszkańcy-mieszkańcy. To świadczy o tym, że sami zainteresowani niekoniecznie zgadzają się ze sobą w pewnych kwestiach. Przykład: ostatnie spotkanie w CSB. Jeden z mieszkańców twierdzi, że teren Aeroklubu warto by było sprzedać, zamienić na coś innego. Inny mieszkaniec go wyśmiewa. Zaprasza na festyn rodzinny, żeby sam zobaczył, że teren Aeroklubu to nie jest zabawka dla, cytuję, „30 osób, które od czasu do czasu sobie polatają”. Takie sytuacje powtórzyły się chociażby w Zakrzewie, gdzie mieszkańcy regularnie kłócili się ze sobą. O przystanki tramwajowe przy CH Ogrody, o strzyżenie trawników, o bezdomnych koło boisk na Mazurskiej. Jednym słowem: o wszystko.
Czy frekwencja na spotkaniach była duża? I tak i nie. Zazwyczaj było to kilkadziesiąt osób, najczęściej w wieku 60 lat i więcej. Młodych ludzi można było policzyć na jednej ręce, tych w wieku 30-45 lat nieznacznie więcej.
Dążąc do podsumowania, przemyśleń i odpowiedzi na pytanie zadane w tytule: spotkania dały nam bardzo dużo. Wyszło na jaw mnóstwo problemów, tych małych i tych naprawdę dużych. Spotkania utwierdziły nas w przekonaniu, że tylko niewielka część elblążan walczy o poprawę bytu na swojej ulicy, dzielnicy. Większość osób po prostu nie wierzy, że cokolwiek może się tu zmienić. Nie wierzy w politykę, nie wierzy w prezydenta z PiSu. Część drobnych problemów została zażegnana, część została odłożona na przyszłość, części z nich nie da się zrobić.
Takie spotkania zdecydowanie powinny być kontynuowane. Nieważne, czy przez Jerzego Wilka czy przez innego prezydenta. Dzięki nim, jeżeli podejdzie się do nich rzetelnie, można szczegółowo poznać problemy i opinię elblążan na temat władzy. A to chyba bezcenna wiedza dla prezydenta, burmistrza, wójta czy jakiejkolwiek innej osoby, która rządzi danym terenem.