Na jednym z elbląskich portali internetowych pojawił się dziś artykuł traktujący o chorobie nowotworowej elbląskiego polityka. Nasza redakcja wiedziała o tym już na początku lipca, jednak podjęliśmy decyzję, że nie podamy tej informacji do wiadomości publicznej. Podobnie ma się sprawa ze zdjęciami drastycznymi np. z wypadków – zawsze gdzieś istnieje granica. Czy więc określenie „hiena dziennikarska” nie jest zbyt łagodne w stosunku do gazety, która na swojej „jedynce” pokazuje zakrwawione zdjęcie 10-letniej dziewczynki?
W swojej pracy bardzo często zadaję sobie pytanie: czy tę informację mogę opublikować? Czy te zdjęcie mogę pokazać? Relacjonując wypadki drogowe na własne oczy widziałem ciała osób – często z połamanymi kończynami, zakrwawione lub zdeformowane. Przyznaję: w moim archiwum są takie zdjęcia. Nigdy jednak nie zdecydowałem się ich opublikować. Dopiero wtedy komentarze „Ryś – poszukiwacz taniej sensacji” miałyby jak najbardziej rację bytu.
Wielu fotoreporterów tłumaczy, że takie zdjęcia publikują, ponieważ wpływają one bezpośrednio na emocje kierowców. Może inaczej – studzą te emocje za kółkiem. Pokazują co może się stać, kiedy chociażby brawurowo prowadzimy pojazd, przekraczamy prędkość, wyprzedzamy w miejscach niedozwolonych. W podobnym kierunku idą spoty reklamowe, które w ostatnim czasie są coraz bardziej brutalne. I takie, w zamierzeniu twórców, mają być. Bo wypadki drogowe to brutalna prawda, to śmierć, to cierpienie, to utrata bliskich.
Czy jednak sugestywne zdjęcie czarnego worka z ciałem w środku na tle rozbitego wraku auta nie wpływa bardziej na nasz umysł?
Moim zdaniem – wpływa.
Jedna z gazet ogólnopolskich na swoją „jedynkę” wstawiła swego czasu zdjęcie zakrwawionej i przestraszonej 10-letniej dziewczynki, która parę godzin później zmarła po ciosie siekierą. Hiena dziennikarska? Nie, to „czyste skurwy**ństwo” - takimi słowami określił tę sytuację dziennikarz radia TOKFM.
Skurwy**ństwem nie jest już publikacja zdjęcia małego chłopca, którego ciało zostało wyrzucone na brzeg przez morze. Szerzej pisał dziś o tym wydawca naszej gazety.
Więc moi drodzy, powiedzcie mi – które zdjęcie jest „mocne, sugestywne, trzeba je pokazać” a inne to już tylko „szukanie sensacji”?
Przejdźmy do tekstów. Tak jak wspomniałem we wstępie – wiedzieliśmy o chorobie jednego z elbląskich polityków. Wiedzieliśmy o tym na początku lipca. Podczas dzisiejszej Sesji rozmawiałem z dziennikarzami innych redakcji – oni również znają tę sprawę. Nikt jednak nie zdecydował się tej informacji opublikować. Logiczne, prawda? Jaki ma to wpływ na życie miasta? Powiem wprost: żadne. Jest to wyłącznie żerowanie na czyimś życiu, w dodatku żerowanie na czyjejś chorobie. Poważnej chorobie!
Nie tyle zaskoczył mnie sam tekst na wspomnianym portalu (przez kilka ostatnich lat jego redaktor naczelny pokazał, na co go stać) co poczytność samego artykułu. Czy naprawdę nie mamy w Elblągu istotniejszych spraw, niż choroba polityka? Sami o tym piszecie w komentarzach! „Zajmujcie się sprawami ważnymi, społecznymi”. Ale pamiętajcie drodzy Czytelnicy, że to Wy kreujecie nas i naszą pracę. Tworzymy publikacje dla Was, pod Was, piszemy o tym, co Wy lubicie czytać. Pamiętajcie o tym zwłaszcza wtedy, gdy po raz kolejny ta czy inna gazeta zaatakuje Was zdjęciem zmasakrowanego ciała bądź tekstem o śmiertelnej chorobie jakiejś znanej osoby. Pamiętajcie...