Jak bumerang powraca temat komunikacji miejskiej. Niestety, po raz kolejny w negatywnym znaczeniu, lecz tym razem dotyczy już nowego przewoźnika. Pasażerowie skarżą się na Arrivę.
Jedna z Czytelniczek naszego portalu przesłała do nas krótką wiadomość:
- Jechałam dziś (20 stycznia – przyp. red.) autobusem linii numer 7 od dworca w stronę ul. Ogólnej. Wsiadłam na przystanku przy Opegiece, była to najgorsza, 22-minutowa podróż, jaką przeżyłam od 1 stycznia, czyli od momentu, kiedy linię 7 zaczęła obsługiwać Arriva. Kierowca szarpał, ostro hamował, naprawdę wiózł ludzi w taki sposób, jakby przewoził worek z ziemniakami. Pokonując łuk z ul. Fromborskiej w stronę ul. Ogólnej zahamował mocniej, następnie z dużą prędkością zaczął skręcać. Pasażerowie, którzy siedzieli mieli problem z utrzymaniem się w siedzeniach, o stojących nie wspomnę. Autobus przyjechał o 15:22 na pętlę Nad Jarem, numer boczny 600. Kierowca jeżeli dobrze się spojrzałam, to człowiek, który już od wielu lat jeździ autobusami po Elblągu.
Faktem jest, że, zgodnie z odpowiedzią Michała Góreckiego, warunki na drodze dynamicznie ulegają zmianie. Niedopuszczalną rzeczą jednak jest, aby kierowca prowadził pojazd w taki sposób, że ciężko jest utrzymać się w jednej pozycji. Coraz częściej, również na naszej stronie, można usłyszeć głosy, jakoby kierowcy Arrivy nie do końca znali dokładne trasy, po których powinni jeździć. Skutkuje to tym, że zwiększają się opóźnienia, a płynność jazdy jest zaburzona.
Pod naszym artykułem na temat 10 grzechów kierowców autobusów pojawiło się mnóstwo komentarzy, które negatywnie odniosły się do naszej publikacji. Niestety, po raz kolejny spotykamy się z sytuacją, że zarzuty podane w artykule są prawdą. Nawet jeżeli takie zachowanie jest jednostkowe, to i tak negatywne odczucia przenoszone są na wszystkich kierowców.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy toruńską firmę Arriva. W tej chwili oczekujemy na odpowiedź.