Wszystkie państwa Unii Europejskiej zgadzają się, że wyjście Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty – tzw. Brexit – będzie niedobre dla Europy i może mieć nieobliczalne konsekwencje.
Trudno dzisiaj w Unii osiągnąć zgodę prawie 30 krajów na cokolwiek, ale akurat w sprawie Brexitu panuje zgoda: trzeba zrobić wszystko, by scenariusza opuszczenia Unii przez Wielką Brytanię uniknąć. Najtrafniej opisuje to następujące zdanie: Niemcy nie chcą, aby Londyn wystąpił z UE, ponieważ będą jeszcze bardziej skazani na Francję; Francja nie chce, by Londyn opuścił Unię, ponieważ nie chce być skazana na Niemcy; a z kolei reszta państw nie chce, aby Brytyjczycy pożegnali się ze Wspólnotą, ponieważ nie chcą być skazani na dominację Francji i Niemiec.
Jednak taka powszechna zgoda i chęć utrzymania Brytyjczyków w Unii nie bierze pod uwagę najważniejszego: obywatele Zjednoczonego Królestwa nie będą oglądać się na to, co mówią inni i mogą sprawić rządowi swojego kraju i reszcie Europy przykrą niespodziankę, głosując za rozwodem z Unią. Historia referendów w sprawach UE w kilku krajach europejskich w ostatnich 30 latach pokazuje, że obywatele wielu krajów często, zaskakując elity, odrzucają integrację. W kilkunastu referendach o tematyce europejskiej, jakie odbyły się w szeregu państw, wynik często był negatywny albo ledwo, ledwo na "tak". Działo się tak m. in. we Francji, gdzie odrzucono konstytucję UE w 2005 r., a traktat z Maastricht przyjęto minimalną przewagą głosów; w Holandii, gdzie także odrzucono konstytucję Unii w 2005 r.; w Irlandii, gdzie odrzucono Traktaty Lizboński i Nicejski (po modyfikacjach referenda powtórzono); w Danii niedawno w referendum zwyciężył obóz przeciwników zacieśnienia współpracy w polityce wewnętrznej, a jeszcze w początku lat 90. wyborcy odrzucili tam Traktat z Maastricht i dopiero po zmianach na niego się zgodzili; w Norwegii dwukrotnie wyborcy odrzucili członkostwo w UE; w Szwecji obywatele odrzucili przyjęcie euro; w Szwajcarii w 1992 r. w referendum zwyciężyli przeciwnicy wejścia ich kraju do tzw. Europejskiego Obszaru Gospodarczego, co dawałoby de facto uczestnictwo na wspólnym rynku europejskim, a ostatnio w referendum wygrali zwolennicy ograniczenia imigracji z UE do Szwajcarii.
Wbrew uproszczeniom, jakie można usłyszeć często także w Polsce, zawarcie wstępnego porozumienia między Unią Europejską a Londynem nie zwiększa poparcia dla Unii wśród Brytyjczyków i dlatego wynik referendum na Wyspach jest trudny do przewidzenia. Początkowe reakcje na ogłoszenie przez Donalda Tuska i Davida Camerona zarysu kompromisu raczej zdają się sugerować, że obywatele brytyjscy mogą nie uwierzyć rządowi, iż uzyskane zapisy dostatecznie zabezpieczają interesy Albionu w Unii. Media brytyjskie, w większości niechętne Brukseli i UE, nie pozostawiają na układzie suchej nitki. Wygląda na to, że Cameron i jego ekipa będą mieli wiele trudności z przekonaniem wyborców, że w Unii warto zostać, ponieważ służy to interesom brytyjskim. Zapisy uzgodnień między Londynem a Brukselą to jedno, ale jest jeszcze jeden, być może kluczowy, czynnik, który może zniechęcić większość wyborców na Wyspach do głosowania za Unią: to poczucie narastającego kryzysu, wręcz katastrofy, na kontynencie, związanej z niekontrolowaną migracją i możliwym powrotem finansowego chaosu w eurostrefie. Nie trzeba być jakimś zdeklarowanym przeciwnikiem Unii Europejskiej, żeby dostrzec chaos i bezradność Brukseli i państw tworzących Wspólnotę w sprawach migracji. Końca kryzysu nie widać, co może tylko utwierdzać Brytyjczyków w przekonaniu o potrzebie trzymania się z daleka od wadliwie funkcjonującej Europy.
Przeczytaj więcej na TVN24.pl