Temat na niedzielną dyskusję zrodził się w naszych głowach tuż po tym, jak kilka dni temu nagrywaliśmy sondę video o ustawie in-vitro. Zaskoczyła nas rozmówczyni, która przyznała, że jest przeciwniczką in-vitro, a następnie, zaledwie kilka chwil później, podeszła do nas i poprosiła, abyśmy nie upubliczniali jej wypowiedzi. Zastanawiamy się: dlaczego więc boimy się wyrażać własne zdanie? Zwłaszcza wtedy, gdy jest one inne, niż sądzą „wszyscy”?
Problem może być bardziej złożony, niż się to wydaje na pierwszy rzut oka. Elbląg nie jest zbyt dużym miastem, często można usłyszeć, że tutaj „każdy zna każdego”. Elblążanie, nawet, jeżeli nie zgadzają się „z ogółem” społeczeństwa, nie mówią o tym głośno. Prawdopodobnie boją się wytykania palcami w sklepie osiedlowym, na podwórku, w pracy. W końcu tu każdy zna każdego, tak?
Prośba wspomnianej kobiety była tym bardziej zaskakująca, że argumenty, których użyła były bardzo sensowne. Tłumaczyła, że wartości, które nabyła w domu oraz przekonania religijne nie pozwalają jej popierać in-vitro. Czy my tak naprawdę potrafimy rozmawiać o religii? Kościół, zwłaszcza katolicki, w ostatnim czasie jest „passe”. Z drugiej jednak strony – co złego jest w byciu katolikiem i stosowania zasad chrześcijaństwa w codziennym życiu? Przecież właśnie o to chodzi w wierze, prawda?
A może, Waszym zdaniem, prawda jest zupełnie inna, a nasze domysły są kompletnie nietrafione? Jeżeli tak – piszcie! Dyskusja na niedzielę właśnie wystartowała.