Ponad trzy i pół roku wstecz - a na rok przed wyborami samorządowymi - opublikowałem felieton zatytułowany „Nie mogę być prezydentem”, w którym uzasadniałem własny punkt widzenia naszych …elbląskich spraw. W grudniu 2010 roku w drugiej turze głosowania, Grzegorz Nowaczyk - kandydat Platformy Obywatelskiej, pokonał dotychczasowego prezydenta, urzędującego w miejskim ratuszu… od lat kilkunastu. Zmieniono prezydenta, zmieniali się też elblążanie.
Beztroska rządzących z wyborczą ofertą… bez pokrycia
Większość elblążan zaufała wtedy zapowiedziom Grzegorza Nowaczyka i uwierzyła w hasło wyborcze – Wybierz nowoczesność. Niedługo po wyborach, Platforma Obywatelska pozyskała także większość mandatów (kontrakty polityczne) w Radzie Miasta i stało się oczywistym, że ta formacja – przy słabej i koniunkturalnej opozycji, będzie spokojnie rządziła w mieście wg swojego uznania. Wolą mieszkańców przebita została wówczas dominacja lewicowego stanu rzeczy, która „obowiązywała” w Elblągu przez długie lata.
Polityczna zmiana warty zarządzania miastem w 2010 r. oznaczała już wtedy objaw zniecierpliwienia elblążan, wynikający ze stagnacji w rozwoju miasta i pogarszającym się poziomem ich życia. Pomimo tego, powyborczy entuzjazm zwycięzców i pewność wybranych, wskazywały, że będzie jak dotychczas - choć pod innym szyldem, czyli że elblążanie ewentualne korekty na politycznej mapie Elbląga, będą mogli dokonać nie wcześniej, niż za następne cztery lata.
Jednak elblążanie bardzo szybko uczyli się reguł obywatelskiej demokracji oraz „patrzenia władzy na ręce”. Po dwóch latach rządów nowych władz, doszli do przekonania, iż „źle się dzieje w państwie duńskim”. Dostrzegli, że nie tak, jak zapowiadano w kampanii wyborczej, przedstawia się realizacja programu wyborczego prezydenta i jego otoczenia. W lokalnych mediach i na forach internetowych zaczęła narastać krytyka rządzących. Rosnące niezadowolenie mieszkańców spowodowane było przede wszystkim w dość swawolnym postrzeganiu przez władze, głosu i spraw mieszkańców, brakiem perspektyw dla równomiernego rozwoju miasta, a szczególnie w pogarszających się warunkach ich życia. Czarę goryczy wypełniły 100 % podwyżki czynszów mieszkaniowych.
To wszystko sprawiło, że elblążanie nie zamierzają już oczekiwać na kolejne wybory samorządowe, które powinny się odbyć pod koniec 2014 roku. Pojawiła się inicjatywa odbycia referendum w sprawie odwołania prezydenta i miejskich rajców - już teraz, w połowie kadencji.
Czego oczekiwali elblążanie w 2010r?
Dlaczego w kontekście - elbląskich spraw, wracam do felietonu sprzed prawie czterech lat? Ano, dlatego że - z wymienionych wtedy argumentów, tylko kilka kwestii zostało zrealizowanych. Widocznie ówczesny prezydent dostrzegł ich zasadność, ale inne nie spotkały się ze zrozumieniem tamtej władzy - zresztą tej nowej również. I właśnie te pominięte zagadnienia, dotyczące przede wszystkim spraw obywatelskich, wpłynęły na złe postrzeganie elbląskiego Ratusza przez mieszkańców a tym bardziej, że ich aktualność ciągle była i jest - niezauważalna.
Wtenczas – w odpowiedzi na sugestie o kandydowaniu na prezydenta Elbląga, pisałem między innymi: „za dużo spraw miasta i problemów jego mieszkańców, widzę inaczej” a niektóre z nich sygnalizowałem: „przede wszystkim musiałbym natychmiast wyeliminować pojęcie nepotyzmu w strukturach urzędów i instytucjach podległych.(...).Musiałbym od „ręki” zająć się sprawami mieszkaniowymi,(…). Musiałbym wybudować stadion na miarę potrzeb elbląskiego sportu oraz kryty basen i aqua park., a także - musiałbym pilnie wybudować wiadukt na Malborskiej lub Lotniczej, (…) Musiałbym wprowadzić jawne konkursy i sesje przetargów otwartych z udziałem publiczności, (…) na pewno sprzedałbym natychmiast po przystępnej cenie tereny pod budowę mieszkań na Modrzewinie (…), kilka osób z jednostek budżetowych musiałoby zmienić swoją profesję na mniej „uciążliwą” za brak poczucia odpowiedzialności (…) Na pewno nie wchodziłbym w żadne miejscowe układy, a ponadto obniżyłbym sobie pensję, bo przecież pracowałbym w służbie dla społeczeństwa, a ono jest coraz biedniejsze i wstyd byłoby mi brać do kieszeni wysokie pobory. Dzisiaj, z perspektywy czasu, widać coraz bardzie, że wyszło… na moje.
Działania, które wziąłbym dziś pod lupę, kandydując na prezydenta Elbląga
Po pierwsze: poza sporą częścią działań wymienionych w felietonie, które nie są realizowane a być powinny, bardzo dokładnie przyjrzałbym się budżetowi miasta w kontekście nowego wskaźnika limitu zadłużenia, który znacznie obniży możliwości zadłużania się samorządu w 2014r.
Śmiem twierdzić, że z ponad 140 milionowej wartości rocznego przerobu inwestycyjnego w Elblągu, stanowiącego ok. 25 % budżetu, przynajmniej połowa powinna wzbogacić elbląskie środowisko i zapewnić bieżące obroty dla elblążan. W tym przekonaniu, biorąc pod uwagę wysokie zadłużenie miasta, preferowałbym w realizacji zadań inwestycyjnych wykonawców lokalnych, którzy zatrudniają elblążan i utworzą dla nich kolejne miejsca pracy.
Po drugie: część inwestycji skierowałbym do kapitału prywatnego. Bez wahania oddałbym miejski kompleks sportowy przy ul. Agrykola oraz przyległe tereny, inwestorom (np. sportowej spółce akcyjnej). Podobne działania skierowałbym także na budowę aqua parku i reanimacji największego w Europie kąpieliska.
Przy udziale kapitału prywatnego wprowadziłbym do planu inwestycyjnego budowę zapory wodnej w wąwozie Nad Jarem. Tą koncepcję opisałem w innym felietonie pt. Zapora wodna w Elblągu…czy to możliwe?. Produkcja oraz wykorzystanie energii odnawialnej obniżające koszty funkcjonowania miasta - w obiekcie stanowiącym swego rodzaju unikatową budowlę hydrotechniczną na Żuławach a także powstały akwen rekreacyjno-wypoczynkowy zapewniający także wiele nowych miejsc pracy dla elblążan, stanowiłby również wyjątkową atrakcję przemysłową dla turystów.
Z racji możliwości odzyskania podatków z Urzędu Morskiego za użytkowanie gruntów, skierowałbym także swoją uwagę na inwestorów zainteresowanych budową portu handlowego, ale… w Zatoce Elbląskiej, o czym pisałem w jeszcze innym felietonie pt. „Miliony w wodzie”. W tym kontekście Port Morski i przekop Mierzei Wiślanej nabierałby strategicznego i ożywczego znaczenia.
Śmiem również twierdzić, iż Elbląg nie powinien być, spychany tylko do funkcji usługowo-turystycznej - choć w tej sferze jest także dużo niewykorzystanego potencjału gospodarczego (Wysoczyzna i Zalew Wiślany), ale przede wszystkim stać się ważną Bramą dla UE otwierającą drogę do Kaliningradu i Rosji.
Coś, za coś… w integracji elblążan
Zdecydowanie postawiłbym też na „odpuszczenie” elblążanom sporej części podwyżek komunalnych, kosztem zaciśniętego pasa w miejskich spółkach i instytucjach podległych ratuszowi. Dlaczego? Ponieważ to właśnie mieszkańcy - kosztem wielu innych ważnych potrzeb społecznych – pokrywają zobowiązania miejskie poprzez nałożone na nich podwyżki, a spółki żyją sobie… beztrosko. W naprawie finansów miasta w najmniejszym stopniu powinni partycypować ci najsłabsi: emeryci i renciści oraz bezrobotni a także niepełnosprawni i samotne matki wychowujące dzieci. Oni i tak ledwie wiążą koniec z końcem. Podjąłbym też działania w celu uruchomienia miejskiego zakładu pracy przy udziale środków budżetowych. W ciężkiej sytuacji mieszkańców, władze miasta mogą, a nawet są zobowiązane do podjęcia tego typu rozwiązań, potwierdzając tym samym społeczną więź i poczucie odpowiedzialności za mieszkańców Elbląga.
Podsumowanie
Cztery lata wstecz nie było mi obojętne i tym bardziej nie jest mi obojętne teraz - to, co dzieje się w Elblągu. Stykam się od wielu lat z problemami jego mieszkańców i dlatego popieram prawo elblążan do samostanowienia, do sprzeciwu a jednocześnie, stojąc po stronie najsłabszych, zachęcam ich również do obywatelskiej i aktywnej partycypacji w sprawach naszego miasta.
Stało się tak w ostatnich latach, że nie jestem już samodzielnym idealistą a elblążanie w różnych komentarzach potwierdzają swoje zaangażowanie w sprawy miasta, wykazują się szerokim horyzontem i sugerują wiele ciekawych pomysłów na rozwój miasta. Trzeba tylko wsłuchać się w nich, wyjść do nich i … rozmawiać z nimi. Poznać ich życiowe dylematy.
Jednakże nie dostrzeże się ich dylematów… siedząc za urzędniczym biurkiem.
Edward Pukin
Każdy mieszkaniec naszego miasta może zabrać głos na łamach www.elblag.net. Wystarczy tylko przesłać na adres e-mail: redakcja@elblag.net swój tekst.