Przez ostatnie tygodnie sklep przy ulicy Bałuckiego był kontrolowany dzień po dniu. Za każdym razem pobierane były próbki sprzedawanych substancji. W miniony poniedziałek miała miejsce kolejna taka kontrola. Tym razem pracownicy sanepidu nie mieli czego sprawdzać. Cały towar został ze sklepu zabrany, a przy ladzie stał tylko pracownik. – To może oznaczać, że dopalacze zostały przeniesione do innego składziku poza sklepem, ale towar jest tu nadal sprzedawany. Osoby działające w tym biznesie szukają coraz nowszych rozwiązań, by uniknąć odpowiedzialności. Niestety ze szkodą dla ludzi - mówi Marek Jarosz, dyrektor elbląskiego sanepidu.
Na podmioty zajmujące się sprzedażą dopalaczy elbląski sanepid nałożył już 400 tysięcy złotych grzywny, ale do tej pory nie udało się wyegzekwować ani złotówki. Sanepid działa wyłącznie na drodze administracyjnej. To daje producentom dopalaczy nieograniczone pole do działania. Czy wzmożone kontrole w punktach znajdujących się na czarnej liście są rozwiązaniem?
W ostatnich tygodniach kontrole w Pachnącym Domku były powtarzane regularnie, o każdej porze dnia i nocy. Chcieliśmy wywrzeć presję na prowadzących tą działalność. Za każdym razem do badania pobieraliśmy 3-4 próbki substancji. Przebadanie jednej próbki kosztuje od tysiąca złotych wzwyż. Koszty przeprowadzenia kontroli spoczywają oczywiście na sanepidzie. W przyszłości może być problem ze znalezieniem pieniędzy na ten cel.
- komentuje Marek Jarosz. Niestety prawo nie pozwala na skuteczną walkę z tym zjawiskiem. Producenci substancji psychoaktywnych na co dzień współpracują z prawnikami, którzy umiejętnie wyszukują luk w prawie. Na listę substancji zakazanych trafiają kolejne substancje, ale w ich miejsce błyskawicznie lądują zamienniki. Poza tym dokładnie w tych samych sklepach, w których zakazano prowadzić działalność, pojawiają się nowe podmioty, które też sprzedają dopalacze. Tak też było w przypadku Pachnącego Domku przy Bałuckiego. Niestety kolejni właściciele są coraz bardziej przebiegli.
Na właściciela lokalu, sanepid nałożył zakaz prowadzenia działalności. W niedługim czasie po tym pojawił się nowy podmiot zajmujący się dystrybucją dopalaczy. W poniedziałek przeprowadziliśmy w tym miejscu kolejną kontrolę. Na miejscu zastaliśmy tylko pracownika, a w gablotach nie było towaru. Możemy przypuszczać, że towar został przeniesiony do jakiegoś składziku i dalej jest sprzedawany.
- dodaje dyrektor.
W maju przed elbląskim sądem stanie dwóch biznesmenów z Pabianic, którzy będą odpowiadać za wprowadzanie do obrotu środków zagrażających życiu i zdrowiu. Na skutek zatrucia dopalaczami, które mężczyźni sprzedawali, do elbląskich szpitali trafiło 29 osób.