Elblążanie, zwłaszcza ci mieszkający na obrzeżach miasta skarżą się na sąsiadów spalających w piecach (choć nie tylko) śmieci. Szczególnie drastyczny przypadek opisał nam Czytelnik, którego dom znajduje się na jednej z ulic w okolicach Bażantarni.
Zimą, ale i na wiosną jeden z moich sąsiadów pali bardzo często plastik. Dwa razy zdarzyło się, że palił opony. Smród był taki, że dosłownie nie było czym oddychać. Człowiek dusił się w swoim własnym ogrodzie – opowiada pan Łukasz, 56-letni elblążanin.
Mimo że wydarzenie było skandaliczne, nasz Czytelnik nie zdecydował się zawiadomić policję ani straż miejską. Dlaczego?
Mam kilku sąsiadów. Nie byłem pewien, który z nich palił te toksyczne śmieci. Mogłoby być także i tak, że dym doszedł na moją ulicę z bardziej odległego miejsca – na przykład z sąsiedniej ulicy. Po nocy, a odpady ten ktoś zawsze pali nocą, nie chciało mi się szukać domu, w którym mieszka – stwierdza nasz rozmówca, przyznając zarazem: Nie chciałem także mieć kłopotów.
Podobnych oporów (obaw?) nie mieli sąsiedzi mieszkańca Krakowa, który wiosną tego roku ogrzewał swoje mieszkanie paląc w piecu centralnego ogrzewania… płyty meblowe. Za ten karygodny występek małopolski sąd wymierzył mu kilka dni temu maksymalną karę finansową przewidzianą za palenie śmieci – 5 tysięcy złotych. Mężczyzna musi także zapłacić koszty sądowe - 550 zł.
Krakowianin wpadł, gdyż jego sąsiedzi złożyli doniesienie do straży miejskiej. Zgodnie z prawem, kontroler z SM ma prawo wejść do budynku i pobrać próbkę popiołu do badania. Kontrola może dotyczyć zarówno domów prywatnych, jak i zakładów (w tych kontrola może odbyć się o dowolnej porze, również w nocy). Jeżeli właściciel posesji nie wyrazi zgody na wejście straży miejskiej, zostaje wezwana policja. Trzeba tu zaznaczyć, że za utrudnianie pracy kontrolerowi może grozić nawet 3-letnie więzienie.