Trwała przeszło 3,5 godziny. Bez przerw. Zgodnie z przewidywaniami, była niezwykle emocjonująca. Polały się łzy, były krzyki, była rozmowa, wymiana poglądów, oklaski i dyskusja. Zarówno dyrektorzy placówek, jak i przedstawiciele Urzędu Miejskiego twardo bronili swoich racji. Zero konkretów? Niekoniecznie.
Jeżeli organizuje się taką debatę raz na kilka lat, to nie ma się co dziwić, że pierwsze skrzypce grają emocje. Dyrektorzy szkół, rodzice, nauczyciele, przedstawiciele rad pedagogicznych i rad rodziców, przedstawiciele m.in. Związku Nauczycielstwa Polskiego po raz pierwszy mieli okazję wytknąć władzy wszystkie potknięcia, wszystkie złe decyzje. Wielokrotnie zaznaczyli, że zaproponowane przez władzę zmiany w oświacie na pewno nie przyniosą wymiernych korzyści finansowych. „Chodzi tu tylko o redukcję etatów!” - mówili.
Więc jakie zmiany proponuje Witold Wróblewski i Departament Edukacji, Sportu i Turystyki?
1. Połączyć III LO z Gimnazjum nr 5 i przenieść liceum z ul. Saperów na ul. Agrykola
2. Połączyć Poradnię Psychologiczno-Pedagogiczną nr 2 oraz nr 1 i przenieść je, wraz z przedszkolem nr 13 z Kosynierów Gdyńskich, do budynku Szkoły Podstawowej nr 23.
3. Przenieść przedszkole nr 5 z ul. Szańcowej do Szkoły Podstawowej nr 8.
4. Zlikwidować V LO (stopniowo, chodzi tu o „wygaszanie”, czyli zaprzestać przyjmowania nowych uczniów do klas pierwszych), które działa przy Zespole Szkół Ekonomicznych i Ogólnokształcących.
5. Przekształcić Młodzieżowy Dom Kultury przy ul. Bema w Miejski Dom Kultury.
6. „Ubranżowić” zawodowe szkoły ponadgimnazjalne.
Podsumować debatę można krótko: żaden z dyrektorów nie zgadza się na wspomniane wyżej „modernizacje”. Argumentowali, że każda ze szkół, placówek ma swoje sukcesy i nie można łączyć ich w duże „molochy”. Potrzebne są małe placówki, z sercem, klimatem i indywidualnym podejściem do uczniów oraz wychowanków.
Wiceprezydent Bogusław Milusz odpowiadał, że rozumie fakt, iż we wszystkie placówki dużo serca włożyli nie tylko rodzice, dyrektorzy, ale i sami uczniowie, aczkolwiek małe=drogie. Miasta na to nie stać. Trzeba się łączyć, wszystko „dla dobra dzieci”. Jego zdaniem, wszystkie zaproponowane zmiany to krok do przodu, a nie do tyłu.
Przedstawiciele Urzędu Miasta (przede wszystkim Małgorzata Sowicka, dyrektor departamentu edukacji) zaznaczyła, że aktualnie panuje niż demograficzny, a badania przyszłości nie nastrajają optymizmem. Redukcje więc tak czy inaczej będą, a zaproponowane zmiany to wyłącznie próba ratowania choćby części etatów.
Przedstawiciel Związku Nauczycielstwa Polskiego jasno stwierdził, że wydatki Elbląga na edukację to przede wszystkim (87%) wydatki administracyjne – m.in. płace nauczycieli. Zapytał wprost, dlaczego Ratusz nie informuje o zwolnieniach, dlaczego nie wdraża systemu, który pozwoli w prostszy sposób przejść niektórym wykładowcom na zasłużoną emeryturę. Dopiero takie działania pozwoliłyby realnie osiągnąć korzyści-oszczędności. Zaproponowane zmiany, jego zdaniem, to oszczędności rzędu 5-8%.
Warto wspomnieć o wypowiedzi Sowickiej, która stwierdziła wprost, że w Elblągu „nic nie ma”. Na początku debaty wyświetlono slajdy, na których pokazano, ile miasto Elbląg dokłada do jednego ucznia (około 3600 zł). Porównano to z innymi, podobnymi wielkością miejscowościami. Okazało się, że dokładamy najwięcej. Tę informację zripostowała radna Małgorzata Adamowicz, która pokazała również podobne miasta do Elbląga z tą różnicą, że tam dokłada się więcej, niż w naszym mieście. Odpowiedź dyrektor departamentu? Nie można porównywać wspomnianych przez Radną miast do Elbląga, bo u nas „nic nie ma”. Ta odpowiedź była niczym wrzucenie zapałki w stos prochu.
Kończąc: czy debata nic nie dała? Oczywiście, że dała! Pokazała, że organizacja takich spotkań raz na kilka lat nie przyniesie nic dobrego. Debata urzeczywistniła się w momencie, kiedy stan elbląskiej oświaty jest naprawdę zły. Dopiero teraz? Dlaczego tak rzadko? To idealny moment na to, aby uwidocznić emocje. Emocje głęboko skrywane, emocje narastające.
Naszym zdaniem, szybko nie usłyszymy ostatecznych decyzji we wszystkich wspomnianych sprawach. Jedna debata nie rozwiąże problemu.