Zwyczajowo po każdych wyborach nowy rząd ma również zwyczajowe sto dni spokoju na wejście w sprawy państwowe. Ale ostatnie wybory nie były jak każde. Ci którzy nie mieli z kim przegrać, przegrali a ci, którzy mieli nie wygrać, wygrali tak, że nie muszą do rządzenia nikogo dopraszać.
Znaczący udział w sukcesie PiS-u ma koalicja „wysokich standardów” czyli PO – PSL. Powyborczy szok minął i opozycja złożona z PO, PSL i Nowoczesnej, rozpoczęła walkę o znajdującą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie demokrację. Demokrację rozumianą w ten sposób, że jak rządzi PO i proceduje na cmentarzu, na stacjach benzynowych czy w restauracji Sowa i Przyjaciele, to jest to zgodne z europejskimi standardami i demokracja się rozwija kwitnąco. Natomiast jak u władzy jest PiS i proceduje w sejmie, co prawda brzydko i pod osłona nocy, to demokracja w Polsce schodzi na psy.
Podpalacze chcą się włączyć w akcję gaśniczą.
Ogień w Trybunale Konstytucyjnym zaprószył jego prezes Andrzej Rzepliński wespół z dwoma sędziami trybunału, przyjmując od prezydenta Komorowskiego zlecenie napisania nowelizacji ustawy o trybunale konstytucyjnym. Oliwy do ognia dolała PO, dodając do nowelizowanej ustawy poprawkę, o wyborze dodatkowo dwóch sędziów na zapas. Ustawa przeszła nie jak burza – w takim tempie proceduje tyko PiS – ale jak wicherek przez sejm, senat i prezydenta. Nie przypominam sobie, aby Ryszard Petru rozdzierał szaty i robił na wiecach Rejtana, z powodu łamania konstytucji. Nie przypominam sobie żadnych krzyczących tytułów w ogólnopolskich mediach, w obronie demokracji czy zamachu na niezależność Trybunału Konstytucyjnego. Sędziowie trybunału są wybierani na 9-letnią kadencję, mają uposażenie bliskie wynagrodzenia prezydenta RP, a po skończonej kadencji maja zapewnione świadczenie emerytalne w wysokości trzy czwarte poborów. To wszystko po to, by zapewnić niezawisłość sędziom trybunału. Prezes i dwóch sędziów, tej niezawisłości się sprzeniewierzyło, biorąc czynny udział w pisaniu ustawy, która o ironio, okazała się niekonstytucyjna. Armia obrońców trybunału głośno krzyczy - Polacy nic się nie stało, nic się nie stało, Polacy nic się nie stało. Prezes Andrzej Rzepliński w telewizji oświadcza, że nie może się zrzec stanowiska dla dobra Polski – jakie to „szlachetne” i takie polskie. Katedra Trybunału Konstytucyjnego spłonęła i wymaga gruntownej odbudowy. Żadne komitety i marsze na rzecz przykrycia spalonej katedry plandeką, nie ochronią jej przed kolejną ulewą. Nowa konstrukcja dachu katedry Trybunału Konstytucyjnego musi być udziałem wszystkich sił parlamentarnych – inaczej będzie prowizorką. By tak się stało konieczne jest wyciszenie negatywnych emocji, potrzebny jest dystans w stylu marszałka Kornela Morawieckiego i wzniesienie się ponad podziały plemienne.
Obrażanie Jarosława Kaczyńskiego - kompromituje opozycję
Wygrane przez PiS wybory są faktem i oznaczają, że przez cztery lata Polska będzie rządzona przez to środowisko polityczne. Dla wielu obywateli ten rząd jest nadzieją. Rolą mądrej opozycji jest, aby był nadzieją dla wszystkich. Cztery lata to nie wieczność, ale to jest na tyle długi czas, że nie można go zmarnować na toczenie sporów niszczących Polskę wewnętrznie i zewnętrznie, tylko dlatego, że Jarosław Kaczyński wygrał wybory samodzielnie. Nie jestem fanem prezesa PiS-u, ale życzenie mu porażki jest życzeniem porażki Polsce. Nakręcanie słownej spirali nienawiści kompromituje opozycję, a społeczeństwo głęboko dzieli. Podzielenie Polaków na mohery i światłych wyznawców platformy, skutkuje dzisiaj wypowiedzią o gorszym sorcie tych, którzy zamiast dialogu w Polsce, poszukują interwencji na zewnątrz. Taka postawa zawsze wywołuje skojarzenie z targowicą. Ktoś powie, dialog z PiS-em jest niemożliwy. A dialog z Tuskiem byłby możliwy, gdyby w czasie jednej sesji sejmu został nazwany Łukaszenką, Janukowyczem, Putinem i został porównany z Hitlerem? Jeśli dobrze śledzę wydarzenia, to prezes Kaczyński nie został jeszcze nazwany Pol Potem. Czy opozycja operująca takim językiem „miłości” bliźniego, może być partnerem do dyskursu publicznego, czy powinna zostać zignorowana? Po niecałym miesiącu, opozycja w stopniowaniu napięcia w używaniu obelżywych zwrotów, na lżenie demokratycznie wybranych władz Polski doszła do ściany. Po przekroczeniu której może być już tylko śmieszna. Tak jak śmiesznym był Radosław Sikorski w 1996 roku apelujący w zachodnich mediach o nieprzyjmowanie Polski do NATO, bo rządzą nią postkomuniści czyli SLD. Czy taka jest rola opozycji by oczerniać Polskę za granicą? Czy z taką opozycją będzie możliwy dialog przy stole, czy też ulica stanie się miejscem dialogu, do którego się włączą wykluczeni przez osiem lat rządów PO-PSL? Wtedy wyścigi byków w Pampelunie będą nudne jak flaki z olejem w porównaniu z naszymi kryteriami ulicznymi zmanipulowanych cynicznie ludzi. W jakich kategoriach traktować postawy ludzi, którzy jeszcze nie tak dawno wyrzucali do kosza setki tysięcy podpisów pod obywatelskimi projektami ustaw, a dzisiaj namawiają do protestów ulicznych? W kategorii obywatelskiej troski demokrację czy podżeganie do buntu godzącego w podstawy demokracji.
Siła rządu zależy od siły opozycji
Nikt dzisiaj nie ma wątpliwości, że wraz z przejęciem władzy nastąpią zmiany na stanowiskach kierowniczych we wszystkich instytucjach państwowych i spółkach, w których skarb państwa ma udziały. Tak było jak władzę przejmował AWS, to samo miało miejsce po wygranej SLD, nie inaczej zachowała się PO – po co zatem ta wszechobecna hipokryzja, że odwołują fachowców a powołują swoich. Czyż nie było tak, że Staszek z PSL chciał się sprawdzić w biznesie, a szefem PGNiG została znajoma ministra Grada, która z górnictwem nafty i gazu miała tyle wspólnego, że używała gazu do gotowania w kuchni obiadów. Po co zatem to zakłamanie i rozdzieranie szat, kiedy można systemowo rozwiązać problem tak, by nie toczyć żenujących wojenek na początku każdej kadencji. Już dzisiaj wiemy, że przy zgiełku opozycji powstanie w ekspresowym tempie, ustawa o narodowych mediach. Jej zasadniczym celem jest przejecie kontroli nad publicznymi mediami. Jak powinna się zachować mądra opozycja – zgłaszać pseudo wnioski formalne i blokować pracę sejmu, czy wyciszyć emocje i zaproponować takie zapisy w ustawie, które uczynią z niej uniwersalne narzędzie, pozwalające zmienić zarząd publicznych mediów, po każdej zmianie rządu, bez konieczności zmiany ustawy. Takie rozwiązanie funkcjonuje w Danii i się sprawdza – kto wygrywa wybory ten obejmuje w zarząd również media publiczne i jest to logiczne. Dlaczego takie rozwiązanie nie może funkcjonować w Polsce - dyrdymały o niezależności mediów możemy odłożyć między bajki. Jest wiele obszarów na niwie państwowej, które wymagają ustawowej regulacji dokonywania zmian kadrowych w sposób cywilizowany. Nikt nie rządzi wiecznie, PiS też nie ma patentu na wieczne rządzenie. Dlatego należy wyciszyć emocje i zamiast ulicznych protestów, podjąć współpracę rządową większością nad trwałymi rozwiązaniami ustawowymi, które być może po kolejnych wyborach pozwolą opozycji przejąc kontrole nad instytucjami państwowymi, bez żenującego spektaklu z ekspresowym nocnym procedowaniem. Tego oczekują Polacy od opozycji i rządzących, bo jedni i drudzy żyją z naszych podatków, bo Polska nie jest ani jednych ani drugich – Polska jest dobrem najwyższym nas wszystkich. Pamiętajmy o tym zawsze i wszędzie.
Stefan Rembelski