Co prawda tytuł, nawiązujący do noweli Stefana Żeromskiego, odnosi się do tego, co z naszym krajem robili zaborcy, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dziś mamy do czynienia z podobną sytuacją. Nie nękają nas co prawda zaborcy, a zagraniczne firmy, które wykupują polskie przedsiębiorstwa.
Z jednej strony układ jest prosty: widząc nadarzającą się okazję, zagraniczny inwestor wykupuje od polskiego większość udziałów w firmie, stając się niejako jej właścicielem. Korzyści są obustronne- jedna ze stron obejmuje w posiadanie firmę, druga otrzymuje pieniądze i każdy jest zadowolony. Czy aby na pewno?
Załóżmy, że do podobnej sytuacji dochodzi w kilku województwach- większe firmy przechodzą w posiadanie przedsiębiorców ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Anglii, Holandii itd. Ktoś by powiedział, że „przecież tak działa rynek”. Jednak ludzie, przyglądający się wszystkiemu z boku, widzą w całej sprawie coś jeszcze, swoiste „drugie dno”. Nie mówię tu o jakiejś teorii spiskowej (a może jednak?), ale o tym, że polskie firmy duszą się, bo dla nich miejsce na rynku się kurczy na rzecz koncernów z zagranicy.
Z jednej strony zagraniczny inwestor wprowadza na nasz rynek swój kapitał, może nawet tworzy nowe miejsca pracy. No i nie zapominajmy, że generowane przez jego firmę zyski nie zasilą kasy naszego państwa, ale trafią do jego kieszeni (oczywiście za wyjątkiem podatków, które musi odprowadzać w Polsce, jeśli w naszym kraju prowadzi oddział lub przedstawicielstwo swojej firmy). Stopniowo nasz rynek jest- nie bójmy się tego słowa- pożerany przez przedsiębiorstwa z zewnątrz.
Niby polskie supermarkety, nawet mające niekiedy polskie nazwy, tak naprawdę polskie nie są. I nawet nie trzeba daleko szukać, bo każdy z nas zna portugalskie Jeronimo Martins, które rozsiało swoje sklepy (Biedronka) po całym kraju. Inny, już zupełnie nie polski, przykład to francuski Carrefour czy niemiecki Lidl.
Jednak to nie koniec. Trudna sytuacja niekiedy zmusza przedsiębiorców do fuzji firm czy ich sprzedaży. Niestety poza tym, że polski przedsiębiorca zyskuje określoną sumę pieniędzy w wyniku transakcji, to tak naprawdę traci nieporównywalnie więcej- to, co przez lata budował: relacje z pracownikami, którzy razem z kapitałem firmy przeszli w posiadanie nowego właściciela (chyba, że zdecydował on zwolnić wszystkich i na ich miejsce sprowadzić swoich rodaków), markę, tworzoną od zera, do której prawa nabył zagraniczny inwestor i in.
Można by rzec, że przesadzam, że doszukuję się problemu tam, gdzie go nie ma, ale faktem jest, że zagraniczne firmy wykupują w naszym kraju grunty, a luki w przepisach lub opieszałość władz jeszcze bardziej im to ułatwiają.