Ostatnia sobota przeniosła nas symbolicznie w czasy starożytne. Powiedzenie z tamtych czasów: „Roma locuta causa finita” – „Rzym przemówił sprawa zakończona” – parafrazując przekaz z sobotniej konwencji PiS, w swobodnym tłumaczeniu możemy powiedzieć: obietnice złożone głosy kupione a idąc dalej: PiS przemówił, sprawa zakończona. Przekaz główny poszedł w lud i już żaden „intelektualny” wysiłek totalnej opozycji zmierzający do obrzydzenia propozycji złożonych przez PiS tego nie zmieni. W kolejnych wyborach vox populi stanie się vox Dei.
Paradoks tej sytuacji polega na tym, że na ten głos ludu ciężko pracowała cała totalna opozycja z wiosennym Biedroniem na czele, tyle że głos Boga nie będzie głosem Schetyny, Lubnauer, Czarzastego, Kosiniaka czy Petru – będzie głosem Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS-u ograł totalną opozycję jak chłopców z piaskownicy. Ale czego się można było się spodziewać po opozycji, która gdyby nie PiS, straciła by sens istnienia – jedyny jej postulat, odsunąć PiS od władzy, to za mało by do ula mogły powrócić poprzednie trutnie.
Przez trzy lata opozycja domagała się 500+ na pierwsze dziecko, trzynastej emerytury, PKS-u do rodziny na wieś – proszę bardzo, życzenia spełnione. Wsiadajcie w autobusy i wracajcie tam, skąd przybyliście, bo do sprawowania władzy się nie nadajecie, skoro wszystko na co was stać, to populistyczny wyścig z PiS, na dodatek przegrany. Dzisiaj mówicie, że będzie to kosztowało 40 miliardów złotych i budżetu na to nie stać – a jak wy obiecywaliście to budżet byłoby stać? Podnosicie kwestię, że pomoc powinna docierać do potrzebujących a nie dla bogatych? Prosta sprawa: ogłoście obywatelskie nieposłuszeństwo i nie przyjmujcie kiełbasy wyborczej. Tak na marginesie, który z posłów opozycji zrzekł się 500+? Żaden obywatel utrzymujący się z pracy nie zrozumie tej hipokryzji, żaden przedsiębiorca nie dostrzega w tym elementarnej logiki ekonomicznej. Wpisujecie się w czarny scenariusz dla Polski i na równi z rządzącymi będziecie odpowiedzialni za scenariusz greckiej tragedii, która nieuchronnie do Polski nadchodzi.
Konieczne są głębokie zmiany systemowe
W dobrze zorganizowanym państwie – nie ma znaczenia bogatym czy biednym – transfery społeczne muszą być dobrze przemyślane, by z jednej strony służyć dobrze obywatelom, a z drugiej strony wspierać wzrost gospodarczy, który długookresowo służy całemu społeczeństwu. Wzrost zamożności jest trendem stałym, jeśli wynika z pracy – jeśli jest owocem rozdawnictwa jest antyspołeczny, antypaństwowy i rodzi cały szereg patologicznych zachowań zagrażających równowadze społecznej i porządkowi prawnemu państwa. Skrajnym przykładem jest Grecja. Francja jest obrazem bieżącym, gdzie jak w soczewce widać spuściznę rządów socjalistów od Mitterranda do Hollanda – nawet tak prężną gospodarkę i bogate państwo można doprowadzić na skraj bankructwa.
Na drugim biegunie są Niemcy, którym udało się ogarnąć bałagan budżetowy po socjalistach, co jest tym bardziej godne szacunku, że zrobili to rękami socjaldemokraty kanclerza Schrodera. Dzisiaj Niemcy mają środki na transfery społeczne do służby zdrowia, systemu emerytalnego i opieki społecznej. My Polacy cały czas jesteśmy na dorobku i powinniśmy korzystać z dobrych wzorców. Każda kampania wyborcza jest festiwalem obietnic polityków, ale to od nas zależy czy zagłosujemy czarodziei pokroju Harego Potera lub Dawida Copperfilda, czy może swój głos oddamy na greckiego Dedala, który jest symbolem pracowitości, pomysłowości, inteligencji, rozsądku ambicji i konsekwencji. Polska potrzebuje bowiem zmian systemowych a nie kosmetycznych. Leży w parlamencie projekt ustawy antykorupcyjnej autorstwa KUKIZ”15, ale posłowie pozostałych klubów nie ustawiają się w kolejce by złożyć pod nią podpis, chociaż przed kameramii deklarują się za walką z korupcją. Trzeba zmienić ustawę o finansowaniu partii politycznych i zaprzestać finansowania partii z budżetu, bo to psuje debatę publiczną i co gorsza, nie chroni przejrzystości przed hipokryzją i fałszem.
Ostatnie wydarzenia związane z Jarosławem Kaczyńskim i Robertem Biedroniem dobitnie pokazują, że ani jeden ani drugi litery prawa nie załamał, ale duch prawa został naruszony. Prawo dopuszcza zasiadanie w w zarządzie partii i radzie fundacji tych samych osób, ale przyzwoitość nakazuje nie łączyć tych funkcji. Tylko czy polityka w polskim wydaniu ma coś wspólnego z przyzwoitością.
Cena, którą my wszyscy zapłacimy za wygraną PiS w wyborach to 40 mld złotych z naszych podatków, które trafią bezpośrednio do kieszeni wyborców. Gdyby jakikolwiek kandydat na sołtysa namawiał do głosowania na niego w zamian za piwo, mógłby zostać skazany na karę więzienia. Co cztery lata partie polityczne wręczają łapówki w majestacie prawa na naszych oczach i cóż możemy z tym zrobić? Możemy nie głosować na łapówkarzy. Czy te te 40 mld złotych publicznych pieniędzy to pieniądze stracone? Dla obdarowanych pozornie nie, ale w dłuższej perspektywie oddadzą je w dwójnasób, bo pieniądze konsumpcyjne nie tworzą trwałego wzrostu gospodarczego. Chwilowo pobudzają popyt, długofalowo tworzą podwaliny kryzysu, który zawsze najmocniej uderza w najsłabszych. Gdyby te 40 miliardów złotych rozsądnie wpuścić w gospodarkę powiatową, to powstałyby miejsca pracy w gminach i małych miasteczkach i byłyby dźwignią wzrostu dochodów budżetu centralnego ale także budżetów lokalnych, wrosłyby dochody ZUS-u, co by tworzyło trwałe źródło wzrostu świadczeń emerytalnych. Nie byłoby potrzeby dopłacać co roku 2,5 miliarda złotych do pustych autobusów PKS jeżdżących po wyludnionych wioskach. Argument wykluczenia starszych ludzi zazwyczaj tam mieszkających jest o tyle nietrafny, że większość tych osób ma zmotoryzowane dzieci, a osobom samotnym można skutecznie pomóc znacznie taniej. Deglomeracja, która była przez kilka miesięcy modna w politycznych gierkach, nie została wypełniona treścią i umarła śmiercią naturalną jak program Mieszkanie plus. A jeden i drugi proces był wielokrotnie przeze mnie opisywany jako bezkosztowy dla budżetu a ważny społecznie, bo napędzający wzrost gospodarczy. PiS przemówił, sprawa zakończona?
Stefan Rembelski