"Wczorajsze wydarzenie wstrząsnęło nami do głębi. Maleńki dziczek. Zwierzątko ważące zaledwie 10 kg z wielką dziurą zamiast ryjka" – nie kryją swojego żalu, wzruszenia i oburzenia pracownicy Ośrodka Okresowej Rehabilitacji Zwierząt w Jelonkach.
Malutki dzik został znaleziony wczoraj, przy drodze nieopodal Elbląga, w bardzo ciężkim stanie. Po specjalistycznym badaniu weterynarz współpracujący z ośrodkiem orzekł, że męczył się około dwóch tygodni. Niestety, nie udało się go uratować. Został uśpiony....
Jakiś barbarzyńca odstrzelił dziecku ryjek (!!!!!) Kto strzela do takich maleństw ? Raczej nie zdrowi psychicznie ludzie. Jego płacz ciągle tkwi nam w uszach – mówią osoby czynnie zaangażowane w pomoc zwierzętom z OORZ w Jelonkach.
Temat bardzo mocno podgrzał atmosferę na facebookowym profilu Ośrodka Okresowej Rehabilitacji Zwierząt w Jelonkach.
Głos jako pierwsza zabrała Ania Pieniążek:
To zapewne sprawka jednego z psychopatów zwanych pieszczotliwie "myśliwymi" :( Któż inny w naszym kraju dostaje pozwolenie na broń?
W obronie myśliwych stanęła Aleksandra Wyka:
Proszę Państwa, to ze ktoś a w szczególności myśliwi posiadają pozwolenie na broń nie oznacza jednocześnie, że to oni powodują tego typu czynu. Proszę troszkę poczytać fachowej literatury o łowiectwie w Polsce a nie bezpodstawnie oskarżać...
Inni internauci nie pozostawili suchej nitki na tej wypowiedzi. Poniżej cytujemy zaledwie kilka mocno zaangażowanych, emocjonalnych wypowiedzi:
To poczytaj co się dzieje na zbiorówkach. Może wtedy zaczniesz dostrzegać czym jest myślistwo obecnie.
Jasne :):) Myśliwi oprócz pozwolenia na broń dostają tez gratis szkolenia snajperskie. ZAWSZE TRAFIAJĄ PROSTO W SERCE !
Aleksandra osobiscie rozmawiałam z byłym mysliwym, który odszedł z tego towarzystwa, bo nie mógł patrzeć na mordowanie karmiących matek. Mówił że widok mieszającego się mleka z krwią bedzie mu się śnił do końca życia... nie mogł patrzeć na mordowanie dla zabawy, które obecnie jest bardzo powszechne. Na polowania dla kasy itd.
(...) dobrze, że pani bywa na polowaniach. Przekona się pani na własnej skórze jak to jest być postrzelonym przez pijanego półgłówka, który ma broń i nazywa się "myśliwym". Za którymś razem pomyli panią z sarną. Facet z bronią przedłuża sobie penisa, a kobieta z bronią albo ma coś nie tak z psychiką, albo jest po prostu jest głupia...
A kto inny jak nie (byle jaki dodajmy) myśliwy mógł odstrzelić żuchwę temu maleństwu? Trenujący żołnierz? A może wojska ochrony pogranicza? Kto ma potrzebę strzelania pociskiem w zwierzęta? Kobieto, przetrzyj oczy. Podczas polowań zbiorowych z naganką (które powinny zostać prawnie zabronione) normą jest, że się nie trafia i mnóstwo zwierząt z nich ucieka z odstrzelonymi częściami ciała.
Były także głosy podzielające zdanie pani Aleksandry:
Pani Aleksandro zgadzam się z Panią. Wielu kłusowników ma nielegalnie broń i im nie zależy, czy strzelają do lochy czy psiaka... liczy się skłusowane mięso. Wiele z Państwa opinii jest po prostu atakujących myśliwych... bo... bo kogoś trzeba oczernić i zhejtować. Od tak taka mentalność narodu. Ja znam wielu myśliwych i nie widziałam u nich nigdy negatywnego zachowania. Jak wiadomo w każdej grupie reprezentującej jakąś pasję trafi się czarna owca i później opinia publiczna ocenia całą resztę na podstawie nieprawości jednostki. Zachęcam do poczytania rzetelnych źródeł o tematyce łowieckiej. Fakty dotyczące przyrody mogą Państwa zaskoczyć. Nie ma co popadać w tzw. bambizm.
Niestety to nie jedyny taki przypadek, z którym mieli do czynienia w ostatnim czasie pracownicy ośrodka w Jelonkach.
Nie tak dawno próbowali uratować Jelenia – pięknego, dorodnego byka – z postrzeloną nogą. Kilkukrotnie ponawiane próby złapania zwierzęcia w okolicach Wilcząt zakończyły się fiaskiem.
Ostatnie zbiorowe polowanie odbyło się przed dniem 15 stycznia. Odstrzelono wówczas lochę. Pracownicy ośrodka otrzymali zgłoszenie, że w okolicach Myślęcina (nieopodal Bogaczewa pdo Elblągiem) są małe dziczki. Niestety nie udało się im ich odnaleźć. Prawdopodobnie bez opieki matki nie przyżyły długo.
W ostatnim okresie czasu w okolicach Stegny udało im się uwolnić z wnyków zaczepioną o racice sarnę. Prawdopodobnie przebywała we wnykach bardzo długo, gdyż była bardzo odwodniona, półprzytomna. Wyglądała jak szkielet na nogach. Mimo wielkich chęci i zaangażowania nie udało się jej uratować.