31 lipca rzecznik elbląskiego Urzędu Miejskiego poinformowała o inicjatywie europosła Karola Karskiego, który – po konsultacjach z prezydentem Jerzym Wilkiem - złożył zapytanie do Rady Komisji Europejskiej. Poseł ma nadzieję z odpowiedzi wysnuć prawdę o tym, dlaczego rząd Tuska wstrzymał prace nad projektem budowy kanału przez Mierzeję, jakie popełnił błędy i co może zrobić samorząd, by przyspieszyć budowę.
Przyspieszyć, bo przecież PiS już w 2007 roku podjął decyzję o zbudowaniu kanału do 2013 roku i tylko z winy rządów Tuska jeszcze go nie ma. Warto zatem przypomnieć okoliczności tej decyzji. Uchwałę w sprawie ustanowienia programu „Budowa drogi wodnej łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską” rzeczywiście podjął rząd Jarosława Kaczyńskiego. Zrobił to 13 listopada 2007 roku... osiem dni po własnej dymisji. 5 listopada rząd J. Kaczyńskiego ogłosił dymisję, która została przyjęta 16 listopada.
Zatem w okresie od 5 do 16 listopada podejmował decyzje, które obciążały następne rządy. PiS przejął władzę w Polsce w październiku 2005 roku. Dlaczego więc czekał z decyzją o budowie kanału ponad dwa lata, aż do czasu, gdy już praktycznie nie miał szans na jej realizację? Chyba nigdy odpowiedzi na to pytanie nie poznamy. Należy przypomnieć o aktywności Elbląga z tego okresu. Od 2006 roku Miasto Elbląg intensywnie zabiegało o podjęcie decyzji o budowie kanału. Właśnie w tym roku prezydent Elbląga zlecił Instytutowi Morskiemu w Gdańsku wykonanie trzytomowego opracowania pt. „Kanał żeglugowy przez Mierzeję Wiślaną”. Był to jedyny aktualny dokument na temat tego przedsięwzięcia. Była też moja książka, wydana na podstawie zaktualizowanych opracowań prof. Tadusza Jednorała sprzed 10 lat.
PO była wtedy partią opozycyjną, ale nie przeszkodziło to nam w zbudowaniu pomnika Kanału przez Mierzeję w Kątach Rybackich czy zebraniu ponad trzech tysięcy certyfikatów poparcia dla realizacji tej inwestycji. Gdy jednak w 2006 roku w sprawie budowy kanału przez Mierzeję spotkałem się z ówczesnym ministrem gospodarki morskiej Rafałem Wiecheckim usłyszałem, że na podstawie książki rząd nie może podjąć decyzji o budowie kanału. Minister wyraźnie oczekiwał, że to właśnie samorząd położy na stół stosowną dokumentację. W swej naiwności namawiałem wówczas prezydenta H. Słoninę, by podjąć to wyzwanie.
Dziś wiem, jak długi, kosztowny, a nawet niewykonalny dla Miasta byłby to proces. Warto o okolicznościach pamiętać, gdy słyszy się slogany, że wówczas rząd w 2007 roku miał program i pieniądze by kanał wybudować. Fakty pokazują, że ani przez jeden dzień rząd PiS-u nie realizował programu budowy kanału przez Mierzeję. Obecny prezydent Elbląga, poseł Karski czy prezes Kaczyński nie mają więc powodów, by dumnie machać tym dość pustawym sztandarem. Zresztą później ich aktywność zanikła całkowicie. Poza okresami kampanii wyborczych i ciągłym wypominaniu, że proces przygotowywania inwestycji wlecze się w nieskończoność. Nigdy jednak nie usłyszeliśmy, które to działania można było przyspieszyć, albo które należało wręcz odrzucić. Bezkrytyczne naciskanie na gaz nie jest dobrą receptą na dojechanie do celu.
Kto naprawdę chce budowy kanału nie ma wyboru, musi przejść proces żmudnych prac nad dokumentacją, by w decydującym momencie nie powtórzył się casus Rospudy, który nie kto inny, ale właśnie PiS Polsce zgotował. Siedem lat temu rząd premiera D. Tuska podjął projekt budowy kanału podrzucony mu przez PiS jak kukułcze jajo. Niech więc chociaż lokalni działacze tej partii nie przedkładają dzisiaj partyjnego interesu nad interes miasta i regionu. I niech dołączą do grona tych, których cieszy fakt, że program budowy kanału przez Mierzeję wrócił na listę prac programowych polskiego rządu i ma zostać zrealizowany do 2022 roku.
Pamiętajmy, że to największa, realizowana przez polski rząd inwestycja w dziejach, której głównym beneficjentem będzie nasze miasto. Inwestycja, dzięki której - cytując Pulsu Biznesu z 5 sierpnia – Elbląg stanie się oknem Polski na świat i odciąży coraz mocniej załadowane porty trójmiejskie.
Jerzy Wcisła