O bieżącej sytuacji w Elblągu, zbliżającym się referendum i realnych możliwościach wyciągnięcia miasta z zapaści finansowej, rozmawiamy z Jerzym Wilkiem, wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej i Przewodniczącym Klubu Radnych Prawa i Sprawiedliwości.
- Do referendum w Elblągu jednak dojdzie. Jaki stosunek ma do tego Prawo i Sprawiedliwość?
- Na pewno jako Prawo i Sprawiedliwość będziemy nawoływać, by ludzie poszli na referendum. Sądzę, że obecna władza będzie sugerowała, by nie iść, ale ja osobiście będę namawiał. Jeżeli w połowie kadencji jest tak duże niezadowolenie, ponad 10 tysięcy mieszkańców podpisało się na listach referendalnych, uważam więc, że ludzie powinni mieć prawo wypowiedzieć się, albo „za” albo „przeciw”. Jak zagłosują, to jest ich sprawa, ja nie mam zamiaru tutaj niczego sugerować. Oczywiście, jako opozycja nie jesteśmy zadowoleni ze sprawowania obecnej władzy. Tej współpracy od początku nie było, nawet nie było takiej deklaracji. Przez cały okres urzędowania Prezydenta, miałem okazję z nim rozmawiać ze trzy razy. Często przecież nasze pomysły były negowane na zasadzie „nie, bo nie”. Tak było m.in. ze żłobkami. Przedstawiliśmy propozycję, by wprowadzić niższe opłaty za pobyt w żłobkach i przedszkolach. Dopiero w momencie, gdy pomysł ten został przedstawiony jako inicjatywa prezydencka, został przegłosowany. Podobnie było z propozycją odłożenia w czasie podwyżki cen biletów. 27 listopada 2012 podczas sesji Rady Miejskiej zgłosiliśmy ten problem. Tłumaczyliśmy to tym, że najpierw trzeba zadbać o wyższą jakość usług a dopiero wprowadzić podwyżki. Bezskutecznie. Dopiero teraz zweryfikowano ten pomysł. Czy potrzebne było widmo referendum, by dojść do takich wniosków?
- Czy Pan zdaje sobie sprawę z tego, że referendum jest też wynikiem braku zaufania do radnych, także do radnych PIS?
- My jako radni Prawa i Sprawiedliwości uważamy, że dobrze wypełniamy swoje zadania. Co prawda jest nas tylko pięcioro, ale staramy się być aktywni. Niejednokrotnie jest tak, że za swoją aktywność dostaję po głowie. Mimo wszystko robię to z myślą o mieszkańcach, którzy zgłaszają do mnie swoje problemy. Zdaję sobie sprawę z tego, że Rada Miejska jest odbierana jako organ, który podejmuje takie, a nie inne decyzje, więc też nie odbieram tego jako porażki ani radnych PiS ani osobistej. Większość w radzie stanowią radni PO i Dobrego Samorządu. Gdybyśmy nawet nie brali udziału w głosowaniach, spokojnie wszystkie uchwały mogłyby być uchwalane. Jeśli dojdzie do odwołania Prezydenta i radnych, my jako PiS przypomnimy zarówno swój program, jak i wszystkie głosowania podczas sesji Rady Miejskiej. Uważam, że taka informacja mieszkańcom się należy.
- No właśnie. Jak PiS się przygotowuje do ewentualnych wcześniejszych wyborów?
- Mamy już prawie gotowy program, ciągle nad nim pracujemy.
- Co na chwilę obecną się w nim znajduje?
- Na pewno jedną z pierwszych decyzji byłoby obniżenie czynszów. To nie ulega wątpliwości. Uważamy, że niekoniecznie 8 złotych z m kw. jest tu dobrym rozwiązaniem. Być może wystarczy 6 zł.
-Ma Pan jakiś konkretny plan, jak to można zrobić?
- Na pewno trzeba by zredukować koszty, zarówno w ZBK jak i w budżecie miasta. Jeżeli zasoby maleją, bo większość mieszkań jest sprzedawana (nie każdy chce to robić, zmuszają do tego obecne realia), trzeba ciąć koszty, a obecnie ciągle wzrasta liczba osób zatrudnionych w ZBK.
- Oprócz bolesnej dla wielu mieszkańców kwestii rosnących czynszów, co jeszcze znajdzie się w programie PiS?
- Na pewno wstrzymanie i ograniczenie pewnych inwestycji w mieście z aquaparkiem na czele. Przecież to totalna bzdura, by w mieście, gdzie zadłużenie rośnie, wydawać pieniądze, na coś, co nie jest w tym momencie konieczne. Nie mówię, że w ogóle aquaparku powinno nie być, ale że na pewno nie teraz, kiedy jesteśmy w finansowym dołku i na pewno nie powinno być budowane przez miasto. A tu w dodatku powołuje się spółkę z panią prezes na czele, która pomimo tego, że nie ma czym zarządzać, już pobiera tak wysokie pensje.
- A jeśli nie aquapark, to co w zamian PiS mogłoby zaproponować?
- Chciałbym wrócić do takiego pomysłu Prawa i Sprawiedliwości, by pobudować w mieście pływalnie osiedlowe, np. nad Jarem, na Zawadzie – to są olbrzymie „sypialnie”. Takie baseny mogłyby powstać przy szkołach i wówczas mogłaby z nich korzystać i młodzież szkolna (do południa), a po południu mieszkańcy. Na pewno nie byłyby to baseny olimpijskie, ale takie, które na pewno cieszyłyby się popularnością i które co ważne, można by pobudować za znacznie niższe kwoty. W tym momencie nie mamy nic, ani aquaparku, ani mniejszych basenów, gdzie można by popływać. Zamknięto basen miejski i nie zaoferowano nic w zamian. Obiekt ten jest dewastowany, ogrodzenie rozkradane, a gdyby choć niewielką pulę zainwestować w remont, to nie byłoby tylu niezadowolonych. Obawiam się, że jeśli nie będzie żadnego basenu, to młodzież i dzieci zaczną się kąpać w rzece Elbląg. Niektórzy już to robią. Ponadto miasto powinno zacząć wspierać mniejsze firmy. Wiele się mówiło o basenie przy ul. Sadowej, który miała wybudować Grupa Wodna. Nie wiem na jakim jest to etapie. Domyślam się, że chodzi o pieniądze. Można by wejść w większą współpracę z wojskiem, by miasto mogło w większym stopniu wykorzystywać basen wojskowy.
- Co ze wspomnianymi przez Pana inwestycjami?
- Na pewno trzeba by ożywić wręcz Modrzewinę, w którą wpompowano miliony złotych. Dziś tam są olbrzymie tereny trawiaste, gdzie kicają zajączki. Zamiast sześciu proponowanych działek wystawionych do przetargu za kolosalne kwoty, można by wystawić ich co najmniej 100 za mniejsze pieniądze. Na przykład za 100 tysięcy złotych a nie za 200. Ponadto, gdyby ktoś zdecydował się na kupno działki, musiałby wpłacić np. 50 tysięcy złotych i gdyby udało się najemcy działki wybudować dom w ciągu 2 albo 3 lat (to do ustalenia), drugie 50 tysięcy byłoby umarzane. Sądzę, że byłaby to nieoceniona korzyść dla miasta. Budowałoby się domy, płaciłoby się podatki, a Modrzewina zaczęłaby tętnić życiem. Gdyby takie rozwiązanie się sprawdziło, można by wystawić na sprzedaż kolejne działki. Uważam, że za mało jest współpracy miasta z lokalnymi przedsiębiorcami, bo oni wiedzą, co ich boli. Nie do końca rozumiem potrzebę powołania Rady Menagerów. Bardziej bym poszedł w stronę rozmów z przedsiębiorcami, żeby oni mogli się wypowiedzieć, co jest źle, co należałoby poprawić, żeby mogli zabrać głos np. w sprawie remontów dróg.
- Gdyby jednak doszło do odwołania władz miejskich, byłby Pan zainteresowany prezydenturą?
- Jeszcze nie rozważałem tego. Na pewno mam doświadczenie i na pewno znam sam urząd, więc sądzę, że byłoby mi łatwiej, niż innej osobie z ulicy podjąć pewne działania i kroki, by uporządkować pewne sprawy, ograniczyć wydatki i dokończyć kluczowe inwestycje. Ciągle wierzę w to, że nadejdzie taki moment w historii naszego miasta, że to PiS będzie sprawował władzę. Nie wszystko można zrobić za wszelką cenę.
- Dziękuję za rozmowę.
- Również dziękuję.