Od kiedy premier Donald Tusk zrezygnował z wyścigu o fotel strażnika żyrandola, zmieniło się również społeczne postrzeganie roli prezydenta w systemie sprawowania władzy w Polsce. Prezydent otrzymuje bardzo silny mandat społeczny z uwagi na to, że jest wybierany w wyborach bezpośrednich. Z kolei konstytucyjne umocowanie prezydenta sprawia, iż jest notariuszem i zakładnikiem rządowej większości.
Warto zatem, by był osobą niezależną, mającą równy dystans do wszystkich stron sceny politycznej, by znając i szanując historię najnowszą, nie był w nią uwikłany, by nie był kombatantem ale osobą rozumiejącą pokolenie wyrosłe w wolnej Polsce, bo to od nich należy przyszłość naszej ojczyzny, i na ich barki spadnie ciężar odpowiedzialności, za anarchiczny system przywilejów i długi zaciągnięte na ich utrzymanie.
Już niebawem wybierzemy gospodarza Pałacu Prezydenckiego Gdy słyszymy Kancelaria Prezydenta, nie mamy wyobrażenia jak ogromna to instytucja. W ustawie budżetowej na 2015 wydatki Kancelarii Prezydenta zaplanowano w wysokości 167,6 mln zł - przeciętne zatrudnienie w przeliczeniu na pełne etaty wynosi 397 osób, a średnie miesięczne wynagrodzenie brutto 9205 zł. Warto wiedzieć, że gdy 1990 roku reaktywowano urząd Prezydenta, kancelaria liczyła 193 etaty. Warto wiedzieć także, że w 1938 r., kiedy komunikacja ze światem nie była tak prosta jak dziś (fax., Internet), kancelaria liczyła 40 pracowników. Rozrosła się zatem w krótkim czasie do bizantyjskich rozmiarów. Pełna kadencja kosztuje nas podatników 850 mln zł. Zobaczmy, co otrzymaliśmy za te pieniądze w mijającej kadencji a czego możemy się spodziewać w następnej.
Zgoda i bezpieczeństwo ?
Z natury rzeczy nie oczekujemy fajerwerków ale spokoju, tego aby prezydent był dalekowzrocznym strażnikiem konstytucji, opoką suwerenności narodu i zasadą ograniczonych rządów większości. Prezydent Bronisław Komorowski zapewnił swojej formacji więcej spokoju, niż jest ciepłej wody w kranie, czym przyzwolił na odsunięcie ważnych reform, poza bliżej nieokreślony horyzont czasowy. Dzisiaj jak na dłoni widać, że za pozorny spokój rządzących zapłacimy wysoka cenę. Trudno uznać za przejaw odpowiedzialności, przedziwną manierę składania podpisów pod ustawami wątpliwymi konstytucyjnie i odsyłanie ich w procedurze następczej do Trybunału Konstytucyjnego. Tak było w przypadku wielu ustaw. Były też ustawy przegrane w trybunale, jak chociażby ta zakładająca odpłatność za drugi kierunek studiów. I są takie, które są jeszcze przez trybunał rozpoznawane, jak przeforsowana przez rząd Donalda Tuska ustawa o zmianach w systemie emerytalnym, która weszła w życie 1 lutego 2014 r. Jej skutkiem było m.in. przeniesienie ponad połowy emerytalnych składek Polaków z OFE do ZUS. Aktywa te były warte ok. 153,15 mld zł. W istocie było to wywłaszczenie całego pokolenia młodych Polaków, w celu chwilowego ratowania bankruta. Prezydent Komorowski swoim podpisem pod ustawą, wyraził zgodę na trwanie archaicznego systemu emerytalnego, drenowanego przez armie uprzywilejowanych grup zawodowych rodem z PRL-u. Ta zgoda nie służy bezpieczeństwu Polaków tak dalece – że pada pytanie Trybunału Konstytucyjnego o koszty dla budżetu państwa, w przypadku orzeczenia niekonstytucyjności ustawy. Powstałby chaos wynikający z bankructwa systemu ubezpieczeń społecznych, za który odpowiedzialny byłby w największym stopniu właśnie prezydent, jako składający ostatni podpis pod ustawą. Na plus prezydenta Komorowskiego zaliczam podpis pod ustawą wydłużającą wiek emerytalny, bo to dobra decyzja dla Polski, mimo, iż ja będę pracował dwa lata dłużej – cóż ojczyzna to prawa ale i obowiązki, których podejmowanie stanowi o jej bezpieczeństwie.
Wojna styropianów - miękki kontra twardy
Po 25-ciu latach od upadku PRL-u, nastąpiła polaryzacja sceny politycznej na dwa obozy, o wspólnym styropianowym rodowodzie. Styropian miękki, niby taki bardziej europejski skupiony wokół PO i twardy styropian, tradycyjnie nieprzychylny wszystkim oprócz siebie, skupiony wokół PiS-u. Relacje między styropianem miękkim a twardym są prawie takie same jak w PZPR, pomiędzy twardogłowymi a jajogłowymi, toczącymi wewnętrzny spór o władzę i sposób jej sprawowania – czy bardziej twardo za gębę, czy też może bardziej miękko, z zachowaniem pozorów demokracji. To smutne, ale historia zatoczyła koło, i dawnym niepokornym, antysystemowym działaczom, nie chodzi o społeczeństwo obywatelskie, ale o kontrolowane utrzymanie władzy nad obywatelami, tak jak onegdaj PZPR nieboszczce. Jest zupełnie tak, jak w piosence Prefektu - „ ech prorocy z dawnych lat, obrastacie w tłuszcz, już was w swoje szpony dopadł szmal, zdrada płynie z ust”. Świadczy o tym, przebieg prezydenckiej kampanii wyborczej, pomiędzy głównymi pretendentami. Oś sporu pomiędzy prezydentem Komorowski a panem Dudą, toczy się wokół SKO-ów – kto jest bardziej odpowiedzialny za brak ponad trzech miliardów złotych i kto miał bliższe relacje ze złodziejami rodem z WSI. W tle „opiniotwórczy” tygodnik, kierowany przez znanego dziennikarza sympatyzującego z PO, zarzuca kandydatowi Dudzie, że jego teść na pochodzenie żydowskie, a PiS słowami Kurskiego insynuuje, że syn prezydenta Komorowskiego brał udział w wyprowadzaniu pieniędzy z SKOK-u Wołomin. Metody z okresu pogromu w Kielcach i roku 1968. Drugi ważny temat, to lokalizacja pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej, wywołana przez wiceprzewodniczącą PO, tak jakby Polacy już nie wskazali tego miejsca w dniu katastrofy. Ale nie, trzeba zaproponować kawałek z boku, trochę za rogiem, byle tylko szczuć, byle jątrzyć. A ofiary i ich rodziny, kogo dzisiaj obchodzą.
Polska racjonalna przeciw Radykalnej?
A kto niby dzisiaj zachowuje się racjonalnie? Czy ci, którzy 600 tysięcy podpisów rodziców wywalają do kosza, bez reakcji urzędującego prezydenta Komorowskiego, czy ten, który do urzędu prezydenta pretenduje i mówi, że obniży wiek emerytalny, gdy cała reszta bogatej Europy podwyższa. Czy ten, który podpisuje ustawę, dosypując jednej grupie zawodowej 2,5 miliarda złotych, by mieć spokój na wybory, czy ten który mówi że przywileje górników mają być utrzymane. A w sprawie Akta, czy ci co wyszli na ulice, byli radykalni czy racjonalni – gdzie wtedy był premier, prezydent? Kto stanął w obronie wolności obywatelskich – establishment polityczny czy sami obywatele? Czy całe pokolenie obecnej emigracji, to ludzie radykalni czy racjonalni, szukający godnego życia dla siebie i swoich dzieci. Gdyby pozostali, być może musieli by radykalnie walczyć o to, co tam dokąd wyjechali jest standardem – niskie opodatkowanie pracy, kwota wolna od podatku, przyjazne państwo. Kto zatem jest racjonalny a kto radykalny? Obywatele próbujący racjonalnie radzić sobie trudnej sytuacji, czy dwupartyjny system władzy, radykalnie broniący swoich przywilejów? Dwóch głównych pretendentów okłada się bilbordami i spotami, za olbrzymie publiczne pieniądze – czy to jest racjonalne, gdy brakuje środków na klinikę Budzik?
Lewicowa szarża
Zagadkowy start Magdaleny Ogórek miał swoje pięć minut, które miało przywrócić do gry SLD, ale tylko miało, bo się skończyło zanim się zaczęło. Może to i dobrze, bo wszystko najgorsze, co mogło spotkać osoby słabsze, potrzebujące pomocy państwa, stało się za rządów SLD i prezydencji Aleksandra Kwaśniewskiego. To wtedy właśnie, praktycznie zlikwidowano fundusz alimentacyjny. Dzisiaj każdy łajdak, który unika łożenia na swoje dzieci, wystarczy, że raz na trzy miesiące zapłaci byłej żonie jakiś ochłap i dostęp do funduszu alimentacyjnego jest zamknięty, dla setek tysięcy kobiet samotnie wychowujących dzieci. Druga barierą jest próg dochodowy, który te niepełne rodziny skazuje na systemowa biedę, wiec może i dobrze, że ta lewicowa iluminacja spaliła na panewce.
Antysystemowa alternatywa
Tu ściera się dwóch kandydatów, Janusz Korwin Mikke i Paweł Kukiz. Pierwszy dosyć szybko mówi i musi mieć tłumacza, który objaśnia co kandydat ma na myśli, kiedy plecie a nie myśli. Gdyby nie poseł Wipler w roli rzecznika, różnica miedzy Kononowiczem, kandydującym swego czasu na prezydenta Białegostoku a Korwinem Mikke, byłaby nie zauważalna. Drugi to artysta, który ładniej śpiewa niż mówi, ale mówi, to z sensem i logicznie. Paweł Kukiz, jako zagorzały zwolennik Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, jest antysystemowy systemowo. To bardzo konstruktywna i odpowiedzialna propozycja, dobrze służąca wszystkim obywatelom i Polsce jako państwu. Dotychczasowa formuła systemu wyborczego, wyczerpała się i ośmieszyła, z dużą pomocą partyjnych wodzów. System wyborczy, polegający na głosowaniu na listy partyjne, to tak naprawdę wybór negatywny i archaiczny. W tym systemie giną osobowości a lansowane są miernoty wierne prezesowi. Wchodzi pierwszy z listy i na dobrą sprawę, gdyby na liście Pis-u lub PO, na pierwszym miejscu był worek kartofli, koziołek matołek lub Emilek debilek, to też by został posłem. W systemie JOW, to nie jest możliwe z dwóch powodów. Po pierwsze w każdym okręgu wybieramy jednego posła. Po drugie głosujemy na osobę a nie na partię, co oznacza wybór pozytywny, mobilizujący również partie polityczne, do otwierania się na osobowości, na ludzi wartościowych a nie klakierów partyjnych. To jest rozwiązanie systemowe, które przywraca podmiotowość wyborcom i wybranym, ponieważ wprost wiąże posła ze swoim okręgiem. Upór z jakim Paweł Kukiz promuje to rozwiązanie, jest godny urzędu prezydenta i jak widać po wzrastających sondażach, kandydat znajduje coraz większe poparcie społeczne. To pierwszy krok, do odblokowania polskiej demokracji w kierunku demokracji dojrzałej, zwróconej do obywateli .
Te wybory są kluczowe dla młodego pokolenia, są ważniejsze od jesiennych wyborów parlamentarnych. Mamy szansę przerwać anachroniczny, styropianowy monopol, poprzez wybór prezydenta, który rozumie konieczność pozytywnej zmiany ku przyszłości. Prezydent, któremu chce się chcieć, jest dzisiaj Polsce tak bardzo potrzebny, jak zmiana, jakiej dokonaliśmy 4-tego czerwca 1989 roku. Dziesiątego maja zagłosujemy zgodnie ze swoim sumieniem - oby nasze sumienia, otwierały Ojczyźnie nowe horyzonty, na wspólną a nie partyjną odpowiedzialność za Polskę.
Stefan Rembelski