Zgodnie z przedwyborczymi sondażami pierwszą turę wyborów na prezydenta Elbląga wygrał kandydat PiS Jerzy Wilk. Partia Jarosława Kaczyńskiego będzie też miała największy klub w radzie miejskiej. Ale Elblągiem rządzić może koalicja „anty PiS”. Faworyt rywalizacji o fotel prezydenta Elbląga znany był już od początku czerwca - pisze socjolog Marcin Palade.
Pierwszy sondaż EISA dla „Uważam rze” dawał Jerzemu Wilkowi z PiS ponad 20 proc. poparcie. Otwarte pozostawało tylko pytanie, z kim przyjdzie mu rywalizować w drugiej turze. W stawce liczyła się zarówno kandydatka PO Elżbieta Gelert, jak i Janusz Nowak z SLD. Ponadto elblążanie, choć z mniejszą częstotliwością, deklarowali także chęć wsparcia Ewy Białkowskiej z Ruchu Palikota i Witolda Wróblewskiego, związanego z PSL.
Trzy tygodnie intensywnej kampanii, wielkiego festiwalu obietnic politycznej „warszawki” dla Elbląga, w trakcie jej nalotów na miasto, pozmieniało nieco sytuację w prezydenckim rankingu. Jeszcze na trzy-cztery dni przed głosowaniem, jak pokazywał sondaż Homo Homini dla „Rzepy”, prawie co piąty mieszkaniec Elbląga był niezdecydowany, kogo poprzeć.
Największe przesunięcie nastąpiło w kierunku lidera sondaży Jerzego Wilka oraz byłego wiceprezydenta miasta Witolda Wróblewskiego. Ten pierwszy zyskał książkowo w ramach tzw. „bandwagon effect”. Na zwiększeniu poparcia dla drugiego, wpływ miało też poparcie byłego, lewicowego włodarza miasta Henryka Słoniny, na czym stracił kandydat SLD. To właśnie wymienieni: Wilk z PiS oraz Wróblewski i jego komitet są największymi wygranymi „pierwszej połowy” wyborczego pojedynku w Elblągu.
A kto przegrał najbardziej? Z całą pewnością Aleksander Kwaśniewski i Ruch Palikota / Elbląg Plus oraz ich kandydatka Ewa Białkowska. Bo to właśnie Palikociarze dokonali największej inwazji na Elbląg. Byli najbardziej aktywni i widoczni w elbląskiej kampanii. Wsparcia udzielili Białkowskiej – Siwiec, Kalisz, Kwiatkowski – rozpoznawalne twarze, jak się okazało - politycznej atrapy, czyli Europy Plus.
Wyjątkowo mocno, jak na swoje leniwe usposobienie, w Elbląg „wszedł” sam Aleksander Kwaśniewski. Ile znaczy dziś w polskie polityce on i jego ekipa? Niecałe 5 proc., bo tyle uzyskała ich faworytka. Nie pomogły jej ani znane twarze, ani niemal jednostronne zaangażowanie jednego z trzech wiodących portali internetowych w mieście, ani podejrzanie wysokie sondaże dla Białkowskiej i Ruchu Palikota, będące „dziełem” tajemniczej firmy TNN oraz „studentów z Poznania”.
W mniejszym stopniu o porażce może mówić także Solidarna Polska, która prowadziła w Elblągu wyjątkowo intensywną kampanię wyborczą. Nie pomogło wyjazdowe posiedzenie klubu parlamentarnego, czy kampania skierowana w dużej mierze przeciwko największemu rywalowi, czyli PiS. Pomocny nie okazał się też sondaż „studentów z Katowic”, który kandydatowi SP Pawłowi Kowszyńskiemu dawał na trzy dni przed głosowaniem 14 proc. W rzeczywistości wyszło prawie trzy razy mniej.
Druga tura będzie – w mojej opinii - w miarę wyrównanym pojedynkiem między kandydatem PiS i PO. W nieco lepszej sytuacja jest jednak Elżbieta Gelert, która może liczyć na poparcie wicewojewody warmińsko-mazurskiego Witolda Wróblewskiego, czy dużej części elektoratu SLD. Wilkowi poparcia udzieli pewnie Paweł Kowszyński z Solidarnej Polski, czy niektórzy kandydaci obywatelscy. Ale to może okazać się za mało.
W siedzibie PiS jest tym samym zdecydowanie za wcześniej, by otwierać schłodzone szampany. PiS, bowiem może mieć największy klub w radzie miasta i zwycięzcę pierwszej tury prezydenckiej rywalizacji, ale rządzić Elblągiem przez najbliższy rok może koalicja „anty PiS” z prezydentem wywodzącym się z PO.
Marcin Palade