Każdy z nas ma na jakimś cmentarzu mogiły bliskich, na których zapala świeczki - symbol pamięci i szacunku. Niektórzy z nas niosą kwiaty i znicze także na groby osób nieznanych, jednak w jakiś sposób mających dla nich znaczenie.
Zaduszkowe święto jest okazją do wspomnienia wielu osób, które odeszły, lecz pozostawiły trwały ślad w - dawnej i najnowszej - elbląskiej historii. Nie wszyscy nasi przodkowie mają pomniki, nie upamiętniają ich nazwy ulic. Jest ich tak wielu, że trudno wszystkich wymienić z imienia i nazwiska.
Wszystkich zatem zachowując w pełnej szacunku pamięci, pozwalam sobie wymienić zaledwie dwie pośród nich. Są to panie Ewa Sprawka i Elżbieta Duszak.
Pierwsza - niezmordowana działaczka na rzecz niepełnosprawnych i skrzywdzonych przez los, druga -nieugięta działaczka "Solidarności", świetna bibliotekarka i sprawdzona w trudnych sytuacjach koleżanka. Często również wspominam zakonnika Ojca Czesława Klimuszkę, znanego daleko poza naszym miastem wizjonera, patriotę i zielarza.
W Elblągu warto także palić świeczki pod tablicami upamiętniającymi miejsca pochówku ludzi wybitnych i całkiem zwyczajnych, którzy mieszkali tu przed nami, a których działalność my kontynuujemy, rodząc i wychowując dzieci, budując domy, tworząc społeczność, która ma wady i zalety, ale istnieje i jest na siebie skazana. Dzień Wszystkich Świętych ma wielowiekową tradycję, bynajmniej nie stworzyli go chrześcijanie. Starożytni Rzymianie, choć w innym niż listopadowy, terminie, obchodzili Święto Zmarłych, i było to święto wyjątkowo ważne. Trwało kilka dni, towarzyszyły mu wyciszenie i skupienie potrzebne do kontemplacji. Rzymianie zastanawiali się nad swoim życiem - jakie było i wyciągali wnioski, jakie powinno być w przyszłości. Bardzo mi się ten rodzaj obchodów podoba.
Czyni to Dzień Wszystkich Świętych również świętem naszym, żywych. Uświadamiam sobie właśnie teraz, że żyję, że ciągle mogę robić coś dobrego, podać rękę komuś będącemu w potrzebie, że mogę stworzyć jakąś cząstkę "dobrej historii". Odwiedzając nekropolie, odczytując napisy na nagrobkach, przypominam sobie konkretnych ludzi oraz to, co robili, jakie idee ich życiu przyświecały. Niekoniecznie muszą to być zmarli, którzy za życia "byli na świeczniku". To także osoby zmagające się z chorobami, ludzie zmęczeni trudnościami dnia codziennego, szerzący dobro, ale i popełniający grzeszki i grzechy.
Także nasi koledzy z pracy, nauczyciele, sąsiedzi, kapłani. Czasem - przepraszam, ale tak uważam - nasi mali wrogowie. I dochodzę do wniosku, że nie warto tracić czasu na "bylejakość", że tworząc cząsteczkę historii mam obowiązek być dobrą obywatelką, zwłaszcza poprzez pamięć i szacunek dla tych wszystkich, którzy żyli przede mną i którym zapalę 1 listopada symboliczną świeczkę.
Maria Kosecka