Adam Hofman, prominentny działacz PiS-u - twarz tej partii m.in. podczas akcji referendalnej w Elblągu - przyznał w dzisiejszej "Rzeczpospolitej", że istnieje strategia "tysiąca Wietnamów", w ramach której PiS będzie gnębić "gdzie się da hordę pogan i barbarzyńców", czyli działaczy PO.
Wietnam - słusznie - kojarzy nam się z brutalnością, brakiem szacunku dla przeciwnika, którego nie tylko trzeba pokonać, ale wręcz zetrzeć z powierzchni. Wietnam kojarzy nam się też ze złamaną psychiką Amerykanów, którzy tam pojechali. Warto przypomnieć sobie choćby filmy, które na tym tle powstały: "Czas apokalipsy", "Łowca jeleni" czy "Pluton"...
Nic więc dziwnego, że przeczytawszy, co o udziale w akcjach referendalnych PiSu mówi Adam Hofman, na nowo przypomniałem sobie chwiejny krok, sikanie pod kubłem na śmieci i zdziwienie, że ktoś w takim zachowaniu politycznego VIP-a dostrzega coś niestosownego... W Sajgonie nikt się nie dziwi, że żołnierzom emocje puszczają, więc trzeba je utopić w alkoholu... I temu, że po następnym starciu z barbarzyńcami - jak na Podkarpaciu - rodzi się potrzeba pokazania dziewczynom penisa. Dla odprężenia oczywiście... Co będzie po następnym "Wietnamie"?
Toczą się więc przez Polskę referenda za referendami, w imię strategii zgotowania w Polsce "tysiąca Wietnamów", a nie w celu poprawienia czegokolwiek. I nie chodzi w nich o zwycięstwo na argumenty i programy, ale o przejęcie władzy nad kolejnymi Sajgonami (czytaj: Elblągami).
Można przejść nad tymi zachowaniami do porządku spraw codziennych, ale warto zdać sobie sprawę, że w nich kształtują się standardy jednej z najważniejszych partii politycznych w Polsce. Standardy, zgodnie z którymi Elbląg staje się jednym w tysiąca Wietnamów, w którym trzeba wyciąć barbarzyńców, czyli Plaformersów.
Z tej perspektywy już nie dziwi poziom ekspertów od katastrofy smoleńskiej, czy użycia symbolu godziny "W" dla zdobycia Warszawy. A przecież politykę "wymyślono" właśnie po to, by zamknąć rozdział, w którym zdobywanie władzy oznaczało niszczenie przeciwnika, traktowanie go jak barbarzyńcę, którego trzeba zgnieść. Nikt już nie zadaje pytań, co wspólnego z polityką ma gnębienie barbarzyńców, czy wojna w Wietnamie. Polityka, która miała otworzyć rozdział, w którym zwyciężą twórcy najlepszych programów przegrywa. Widzą to wyborcy i coraz mniej chętnie idą do urn wyborczych...
Dlaczego to Adamowi Hofmanowi i jemu podobnym nie przeszkadza? Warte jest osobnej refleksji.
Jerzy Wcisła