W tym roku nie doczekamy się remontu wiaduktu przy ul. Nowodworskiej, zostaje on przełożony na kolejny, a co z tym idzie ograniczenie prędkości do 20 km/h oraz ograniczenie tonażu do 30 ton również zostaje. Dlaczego akurat takie ograniczenia, kto za tym stoi i czy wszyscy przestrzegamy zakazów?
W czerwcu zeszłego roku firma EMprojekt z Katowic wykonała ekspertyzę techniczną obiektu, która wykazała, że dany most nie nadaje się do użytku i grozi katastrofą budowlaną. Miasto za wszelką cenę nie zgodziło się na zamknięcie obiektu i postanowiło ustawić podpory, które mają na krótki czas zabezpieczyć most. Okres ten minął, renowacja miała odbyć się w tym roku, lecz jej nie będzie. Budżet miasta nie posiada odpowiednich środków na naprawę.
Poruszmy temat ograniczeń. Czy są one postawione tylko dla „picu” czy mają swoje uzasadnienie?
Początkowo świeżo po ustawieniu podpór ograniczenia wynosiły 20 km/h oraz zakaz wjazdu pojazdom przekraczającym masę 3,5 tony. Obecnie zmienił się tylko znak ograniczający tonaż z 3,5 do 30 ton, ograniczenie prędkości zostaje bez zmian.
Ciężko nie zauważyć, że znaczna większość pojazdów nie stosuje się do tych ograniczeń. Trudno się dziwić kierowcom, skoro z prędkości 70 km/h nagle muszą zwolnić do 20. Dodatkowo, gdyby każdy z samochodów zaczął jechać z odpowiednią prędkością mogłyby tworzyć się ogromne korki. Sprawa tonażu również nie wygląda kolorowo. Zwracać uwagi na znak ograniczenia wagowego na pewno nie muszą kierowcy osobówek czy dostawczaków. A co z ciężarówkami? Średnio ciągnik siodłowy z naczepą waży około 13 ton. Jeśli natomiast w naczepie znajduje się pełny załadunek ( dopuszczalna masa załadunku wynosi 24 tony) masa pojazdu wynosi ponad 30 ton, co dyskwalifikuje dany pojazd do przejazdu przez ten most. Wystarczy obserwować most przez 15 minut, aby zobaczyć sporą ilość ciężarówek na danym odcinku. Możemy snuć tylko domysły, że kierowca nie łamie ograniczenia i jedzie „pusty”.
Czy przekraczając zastosowane tam ograniczenia możemy się narazić tylko na mandat od elbląskiej drogówki?
Jak mówią policjanci, na tym odcinku drogi są przeprowadzane kontrole. Aczkolwiek nie jest to miejsce szczególnego zagrożenia, więc owe pomiary prędkości nie są prowadzone tak często, jak na innych odcinkach m.in. końcówka obwodnicy Elbląga, gdzie dochodzi do wypadków czy na ul. Płk. Dąbka koło rynku, gdzie niektórzy kierowcy na dwóch pasach lubią czasem dodać gazu.
Czy na pewno ten most nie jest miejscem szczególnego zagrożenia?
Fakt, na tym odcinku nie ma przejść dla pieszych, dużych skrzyżowań czy miejsc, gdzie może dojść do nietypowych manewrów. Lecz spójrzmy na to szerzej. Ekspertyza specjalistów wykazała, że przy obecnych uszkodzeniach most w ogóle nie powinien być dopuszczony do użytku. Lecz miasto postanowiło owego obiektu nie wyłączać z ruchu tylko zastosować zabezpieczenia. Jest to półśrodek rozwiązania problemu, a co za tym idze musiały pojawić się pewne ograniczenia. Ponowna ekspertyza już z podporami wykazała, że most może być dopuszczony do ruchu, ale...
Badania wykazały, że duży wpływ na wytrzymałość konstrukcji mają drgania, które wywołuje każdy przejeżdżający samochód. Jak mówią biegli 100 procentową pewność trwałości możemy mieć tylko wtedy, gdy pojazdy znajdujące się na moście nie będą przekraczały prędkości 20 km/h czy masy 30 ton. Z każdym kilometrem czy toną drgania i ruchy mostu stają się silniejsze. Co za tym idzie każde przekroczenie zakazu w mniejszym czy większym stopniu osłabia całą konstrukcję, która w pewnym momencie może nie wytrzymać i runąć, tworząc olbrzymie zagrożenie dla osób znajdującym się na tym moście. Tutaj pojawia się pytanie, czy aby na pewno miejsce to nie należy do „miejsca szczególnego zagrożenia”?
A więc co z tym fantem zrobić? Oczywiste jest to, że cały problem rozwiązałby generalny remont wiaduktu, ale jak już wiadomo, nie odbędzie się on w tym roku. Co pozostaje? Żaden kierowca nie chce stać w korku,nikomu również nie sprawia przyjemności jechanie z prędkością 20 km/h szczególnie, gdy przed chwilą można było jechać prędkością 70 km/h. Wiele osób takie ograniczenia może uważać za kolejny drogowy absurd, jakich na polskich drogach jest nie mało, aczkolwiek dany przypadek ma swoje sensowne wytłumaczenie. Wystarczy spojrzeć pod most.
Jak postąpicie to już Wasza decyzja drodzy kierowcy, warto jednak przemyśleć za i przeciw szybszej jazdy na danym odcinku. Pamiętajmy, że nadal istnieje dojazd do DK7 od ulicy Żuławskiej, niegdyś często używanej przez kierowców.
W galerii zdjęć możecie znaleźć reakcje kierowców na przepisową jazdę... oraz jak wygląda most od dołu.