Wczorajszy pożar w bloku przy ul. Diaczenki pokazuje, jak bardzo wąskie uliczki i parkujące gdzie popadnie samochody utrudniają przeprowadzenie akcji ratowniczej. Tym razem pożar wybuchł w bloku, przy którym bezpośrednio nie parkowały auta. Jednak uliczka i tak była słabo przejezdna.
Wczorajsze zdarzenie dla Straży Pożarnej było zadaniem dość prostym, jeśli chodzi o dojazd do miejsca pożaru. Nie likwiduje to jednak problemu, z którym muszą się oni od wielu lat zmierzyć. Dojazd do bloków wozem strażackim jest dla nich w razie pożaru zadaniem mocno utrudnionym.
- Często gdy mamy do czynienia z pożarem musimy rozwinąć drabinę strażacką, by dostać się przez okno do przebywających w mieszkaniu osób. Jadąc na miejsce nie wiemy jednak jak zaparkowane są samochody pod danym blokiem czy domem - wyjaśnia kpt. Przemysław Siagło, oficer prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Elblągu.
Już kilka miesięcy temu pisaliśmy o problemie, jaki istnieje przy ul. Diaczenki. Mimo, że to miejsce odwiedziliśmy w godzinach, gdy większość osób pracuje (około 12-tej), to parking pod blokiem i tak był mocno obciążony. Najgorzej to wygląda, gdy elblążanie wracają z pracy do domu i wieczorem, gdy większość osób nigdzie już nie jedzie. Parking jest wtedy przepełniony do granic możliwości.
- Jak mamy do czynienia z pożarem w bloku, to staramy się podjechać wozem jak najbliżej się tylko da. Jeśli parking jest pełen samochodów, to staramy się dotrzeć do właścicieli pojazdów i wzywać ich do przesunięcia aut. Jednak nie zawsze mamy na to czas. Ratowanie ludzi jest ważniejsze - mówi Siagło.
Jak dowiedzieliśmy się od przedstawiciela PSP, strażacy często samodzielnie przesuwają zaparkowane auta, by nie tracić czasu na szukanie ich właścicieli.
- Czas naszej interwencji jest bardzo ważny. Dlatego jak jest możliwość, to nasz wóz wjeżdża także na trawnik koło bloku – dodaje Siagło.
Dojazd do czteropiętrowego bloku przy Diaczenki jest bardzo wąski. Niestety, mieszkańcy parkują gdzie popadnie, nawet na krawężnikach. Duża część kierowców wyznaje zasadę, że "postawić auto gdzieś blisko przecież trzeba". Po interwencji strażacy w razie problemów z dojazdem zgłaszają ten problem do zarządcy budynku, jednak ci nie zawsze reagują na polecenie Straży Pożarnej, by umożliwić jej możliwie jak najłatwiejszy dojazd do budynku.