"Newsweek" przejrzał akta sądowe posła Ruchu Palikota Wojciecha Penkalskiego. Wynika z nich, że parlamentarzysta omal nie zatłukł kijem bejsbolowym człowieka i celował z pistoletu w kierunku kobiety. Do tego miał kłopoty z amfetaminą i kokainą, a lekarze stwierdzili u niego cechy osobowości psychopatycznej.
Jak twierdzi część posłów Ruchu, dziś Penkalski nie stanowi już zagrożenia. – Nie pali, nie pije i nie bierze. Ustatkował się, dużo czasu spędza z żoną i dziećmi – mówi wiceszef Ruchu Artur Dębski.
Choć są i tacy, którzy twierdzą, że Penkalskiemu nadal zdarzają się dziwne zachowania. - Chociażby wobec posła Artura Górczyńskiego, bardzo spokojnego chłopaka. Penkalski zwyzywał go przy dziewczynach z sekretariatu: "Pakuj się i wypier... do Platformy. Takich chu... jak ty nam tu nie trzeba – twierdzi Piotr Chmielowski, poseł, którego niedawno wyrzucono z Ruchu. Penkalski spędził w więzieniu ponad dwa lata.
Dziś jego wyroki są już zatarte, co oznacza, że z punktu widzenia prawa jest on niekarany i ma czystą kartotekę. Dzięki temu mógł na przykład kandydować do Sejmu. Za co dokładnie siedział Penkalski? Na przykład za grożenie bronią palną i próbę wymuszenia. Z zeznań Wiesława O., jego niedoszłej ofiary: "Od miesiąca zajeżdżał mi drogę, żądając trzech tys. złotych. Określał, że jest to haracz za swobodne wyjazdy do Rosji i poruszanie się po Braniewie. (…). Słyszałem od bardzo wielu osób, że Penkalski określa się jako szef mafii braniewskiej. Podczas gróźb stwierdzał, że ma powiązania z innymi mafiami". Do finalnego starcia doszło w centrum Braniewa: "Trzymając pistolet w prawej ręce, skierował go do dołu, a lewą ręką przeładował go (…). Uniósł go i skierował w kierunku mojej matki". Innym razem Penkalski ciężko pobił człowieka kijem bejsbolowym.
Według sądu Penkalski podjechał czarnym BMW do Krzysztofa K. Wsiadł na tylne siedzenie jego malucha, obezwładnił go i zaczął okładać kijem bejsbolowym po rękach i nogach. Wreszcie wywiózł za miasto, wywlókł z samochodu i zepchnął ze skarpy. Wymierzył kilka ciosów kijem w tułów a "ponadto – stwierdził sąd – nogą obutą w sportowe obuwie kopał K. po całym ciele, kilka razy kopnął go w głowę". Uspokoił się dopiero, gdy K. przestał się ruszać. Potem nachodził go jeszcze w szpitalu, nakłaniając do krycia go przed policją. Penkalski do niczego się nie przyznał, ale sąd i tak dał wiarę Krzysztofowi K., który zeznał, że przyszły poseł miał się domagać od niego 15 tys. zł haraczu. W uzasadnieniu wyroku znalazł się też fragment opinii lekarskiej. Wynika z niej, że Penkalski bił wystarczająco mocno, by "zdarzenie mogło skutkować zgonem lub spowodować trwałe niedowłady czy porażenia".
Brutalność czynów popełnianych przez Penkalskiego musiała zrobić na sądzie wrażenie. Świadczą o tym opinie psychiatryczne, które sąd zamawiał na okoliczność dwóch różnych spraw. W pierwszej sporządzonej w 1997 roku lekarze stwierdzili, że oskarżony nie jest ani chory psychicznie, ani upośledzony, ale "wykazuje cechy osobowości psychopatycznej". Ich zdaniem mogło to mieć związek z doznanym w młodości urazem głowy. W drugiej opinii z 1999 roku Penkalski przyznał się z kolei do zażywania narkotyków: "Odurza się od roku. Zaczął od amfetaminy, odurza się również kokainą (…). Odurza się codziennie".
Problem miał jednak nie trwać długo, bo już rok później w wywiadzie środowiskowym zanotowano: "Od miesiąca narkotyków nie zażywa w ogóle. Wolny czas spędza na siłowni, w lokalach gastronomicznych i na basenie z dziećmi".
Więcej w aktualnym wydaniu tygodnika Newsweek.