- Ktoś zapukał do drzwi - opowiada pan Jerzy. - Otworzyłem, bo myślałem, że to listonosz. Przede mną stał mężczyzna w podeszłym wieku. Ubrany był w długi, ciemnozielony płaszcz. Obok niego stała kobieta, prawdopodobnie wnuczka. W pewnym momencie odezwał się do mnie. Usłyszałem niemieckie "Guten tag" i zamarłem. Tamten chyba to zauważył, bo odwrócił się w stronę dziewczyny, która po chwili odrzekła łamaną polszczyzną: "Dzień dobry".
Tak zaczyna się zapewne wiele historii, w których główne role odgrywają dawni mieszkańcy warmińsko-mazurskich miejscowości, powracający w miejsca im bliskie, pamiętane z młodości. Część z nich wraca, by upomnieć się o to, co zmuszeni byli zostawić oni sami lub ich rodzice, gdy uciekali przed Amią Radziecką, gdy ta wkroczyła do naszego kraju w 1945 roku.
Jednak nie tylko oni domagali bądź domagają się odszkodowań czy też mają inne roszczenia. Także niektórzy Niemcy, którzy mieszkali na terenie Warmii i Mazur jeszcze po roku 50., ale wyjechali później do ojczyzny, wracają po latach, by dochodzić swoich praw. Tak było w przypadku Dietera Lorenza, który w wyniku procesu (trwającego od 2006 do 2013 r.) odzyskał 15 ha lasów koło Szczytna, pozbawiając prawa do nich Lasy Państwowe na mocy zmiany wpisu w Księdze Wieczystej.
W warmińsko-mazurskich sądach toczy się wiele podobnych spraw. Czy do Elbląskiego Urzedu Miejskiego wpłynęły wnioski dawnych mieszkańców naszego miasta o zadośćuczynienie lub zwrot porzuconego przed laty majątku, które następnie rozpatrywane były przez sąd? Jak informuje Rafał Maliszewski z Biura Prasowego Urzędu Miejskiego:
Do Urzędu Miejskiego w Elblągu nie wpłynęły żadne wnioski, dotyczące odszkodowań za nieruchomości poniemieckie, przejęte przez państwo polskie po 1945 roku.
Warto jednak zaznaczyć, że część takich zdarzeń nie kończy sie wnioskiem, złożonym w urzędzie.