Pierwsi krzykną: „elblążanie, frekwencja taka mała!”. Drudzy: „Szwed, bo tyle kasy władował w kampanię!”. Jeszcze inni: „wszystkie komitety obywatelskie!”. No właśnie – kto może mówić o porażce w wyborach prezydenckich?
Przegrał tak naprawdę każdy prócz Witolda Wróblewskiego i Jerzego Wilka. To Ci panowie zmierzą się w II turze. To również Ci Panowie wprowadzą do Rady ludzi ze swoich komitetów. Okazało się, że ataki na sferę prywatną Jerzego Wilka nic nie zdziałały. Elektorat Prawa i Sprawiedliwości jest niezwykle twardy i nie poddaje się naciskom ze strony kontrkandydatów i mediów. Cieszy fakt, że wyborcy przy urnach nie sugerują się chociażby tym kto bierze, a kto nie bierze komunii świętej. Od początku tej „afery” uważałem ją za szczególne naruszenie dóbr osobistych Jerzego Wilka.
Ale skupmy się na przegranych. Pomiędzy 2 a 3 miejscem w wynikach na Prezydenta Miasta jest olbrzymia różnica. Różnica, której (to było odczuwalne) nie spodziewał się Obywatelski Elbląg. Zaczęli najwcześniej kampanię, wydali mnóstwo pieniędzy i nie mają ani prezydenta, ani radnego (bazując oczywiście na wstępnych wynikach). Dla sporej grupy osób to wynik Szweda jest najbardziej spektakularną porażką w tych wyborach.
Ale! Kto kilka miesięcy temu znał nazwisko „Szwed”? Zapewne cząstka osób, promil w społeczności Elbląga. Elblążanie dzięki tej kampanii zapamiętają nazwisko tego kandydata, który, być może, wystartuje w wyborach za 4 lata. A wtedy – kto wie...
Faktem jest, że jeżeli Obywatelski Elbląg nie zdobędzie ani jednego mandatu w Radzie, to możemy mówić o porażce.
Dla mnie osobiście największą porażkę w tych wyborach poniósł jednak Robert Grabowski i Elblążanie Razem. Na kilku konferencjach dziennikarze (nie tylko naszego serwisu) pytali Grabowskiego o REALNY przewidywany wynik wyborów. Grabowski z pełną odpowiedzialnością i pewnością w głosie mówił o prezydencie i kilku radnych. Wskazywaliśmy, że szansa na to jest niewielka chociażby ze względu na frekwencję w poprzednich latach, dominację partii oraz brak reklamy.
Tej pewności w głosie Grabowskiego zabrakło, kiedy pojawiliśmy się w okolicach godziny 22.00 w restauracji „Pod Bramą” gdzie trwał wieczór wyborczy komitetu Elblążanie Razem. Jedynym komentarzem jaki uzyskaliśmy od kandydata były słowa „czekamy na oficjalne wyniki”. Gdzie werwa, panie Robercie? Gdzie pana pewność? Na jaki wynik pan liczył zakładając tuż przed samymi wyborami komitet obywatelski? Na te pytania nie oczekuję odpowiedzi.
Przegranym jest również Adrian Meger z Kongresu Nowej Prawicy. Prawdą może być stwierdzenie, że elektorat KNP wraca z gimnazjum po godzinie 16.00 i właśnie wtedy pojawiają się plusy i minusy przy artykułach i komentarzach. Co oczywiste przy urnach osób tych... brak. W wynikach sondażowych ogólnopolskich KNP zyskało 15% poparcia od studentów. Adrian Meger jednak nie przewidział, że w Elblągu jest bardzo mało studentów, którzy pochodzą właśnie stąd i mają możliwość głosu.
„Wróble ćwierkają” (to stwierdzenie bez żadnych podtekstów politycznych!) że przegrali również sami elblążanie. Tłumów przy urnach nie było, frekwencja oscyluje w granicach 30%. Na pewno przegrali? Zastanówmy się ile naszych sąsiadów, rodziny wyjechało za granice kraju, a nadal jest tu zameldowanych. Zastanówmy się nad tym ile uwagi poświęca się wyborcom podczas 4-letniej kadencji, a ile podczas kampanii wyborczej. Czy nikt nie widzi tego, że elblążanie mają dość polityki, dość wyborów? Czy nikt nie widzi tego, że elblążanin ma, kolokwialnie mówiąc, w dupie to czy dany kandydat jest bezpartyjny, partyjny, bierze komunię lub szczotkuje zęby 3 razy w lewo różową szczoteczką?
Frekwencja potwierdza również moje wcześniejsze przemyślenia na temat REALNEJ liczby mieszkańców naszego miasta. Ile osób zostało, a ile wyjechało? Kiedy poznamy wreszcie odpowiedź na te pytanie?