Można je obejść, można nagiąć, można nawet je łamać. Przepisy, bo to o nich mowa, dla niektórych są niepotrzebnymi ograniczeniami, które stwarzają więcej szkody, niż pożytku, utrudniającymi normalne funkcjonowanie.
Zapominamy, że przepisy są po to, by ludziom żyło się bezpieczniej. Utyskujemy na zbyt duże ograniczenia i na to, że prawo niekiedy ingeruje w w prywatną sferę naszego życia. Najczęściej jednak podnoszoną kwestią jest to, iż prawo działa wybiórczo, faworyzując pewne osoby kosztem innych. Czy tak jest w istocie?
Ponad cztery lata temu weszła w życie ustawa antynikotynowa, zabraniająca m. in. palenia w miejscach publicznych. Wśród takich miejsc wymienia się np. uczelnie, pomieszczenia obiektów sportowych, ogólnodostępne miejsca, przeznaczone do zabaw dzieci czy przystanki komunikacji publicznej.
Wielokrotnie zwracano uwagę na to, że ustawa ma sporo luk, które umożliwiają naginanie przepisów lub wręcz ich łamanie. Nie inaczej jest w kwestii wspomnianych wcześniej przystanków. Dla jednych przystankiem jest samo miejsce, gdzie znajduje się ławka z zadaszeniem, inni za przystanek uważają również teren sąsiadujący. Kto w tym wypadku ma rację?
To, jak można rozumieć pojęcie przystanku, określa Kodeks Ruchu Drogowego, art. 49. pkt. 1., p pkt. 9., który informuje, że o przystanku można już mówić „w odległości mniejszej niż 15 metrów od słupka lub tablicy, oznaczającej przystanek, a na przystanku z zatoką- na całej jej długości”.
Ustawodawca nie określił precyzyjnie obszaru przystanku. Kodeks drogowy nie przekłada się na ustawę nikotynową. Straż Miejska nie podejmie interwencji wobec palacza, który pali poza wiatą- czytamy na stronie adonai.pl.
Poinformowani o tym fakcie elblążanie, odpowiadają z oburzeniem: - Czyli oznacza to, że jedyne, co możemy zrobić to zatkać nos, kiedy ktoś pali na przystanku albo dusić się w smrodzie? Co z dziećmi, które na przystanku czekają na autobus czy tramwaj? Czy mamy im zatykać buzie? Może w ogóle kupić rodzinie maski przeciwgazowe i uznać sprawę za załatwioną?
Ustawa jest dziurawa, ale też dużo zależy od naszego nastawienia. Niepalący chronią zdrowie swoje i bliskich, wobec czego nie godzą się na swobodne traktowanie przepisów przez palaczy, palacze natomiast nie widzą w całej sprawie nic złego, albo widzą, ale nie chcą nic zmieniać. - Od lat palę, na przystankach też się zdarzało, ale nikt uwagi nie zwracał. Nie kopcę ludziom pod nosem, specjalnie staję z daleka, bo zdaję sobie sprawę, że to może być uciążliwe. Rozumiem obawy niepalących, ale też nie można wrzucać wszystkich palaczy do jednego worka.- mówi Robert.
Nadzieją na poprawę sytuacji miała być podwyżka cen papierosów. Zamiast poprawy mamy jednak jej pogorszenie. Palaczy nie ubywa, w dodatku doszli palacze nowocześni, zwolennicy e-papierosów, które też nie są tak zdrowe, jak pierwotnie zakładano.