Czarne chmury nad sprzedawcami w Gildii Kupców Żuławskich przy ul. Dąbka gromadzą się już od bardzo dawna. Klientów brakuje, różnorodności w towarach – również. Brakuje również swoistej zgody pomiędzy poszczególnymi właścicielami boksów. Wyrok, który zapadł w miniony poniedziałek w elbląskim sądzie, wcale nie rozwiązał konfliktu, który ma... drugie dno.
Sąd Okręgowy w Elblągu zajmował się wnioskiem kilku kupców, którzy do dziś prowadzą działalność w GKŻ. Nie zgadzali się oni z dwiema uchwałami podjętymi przez większość właścicieli boksów w lipcu 2015 roku: pierwsza z nich mówiła o sprzedaży połowy hali dla właściciela marki LIDL Polska za kwotę nie mniejszą, niż 4,3 mln zł. Druga natomiast traktowała o zmianach w warunkach ogrzewania: większość kupców przyjęła zapis, że na hali będzie utrzymywana tylko minimalna temperatura potrzebna do poprawnego funkcjonowania instalacji.
Sąd uznał, że obie uchwały są niezgodne z prawem. Tym samym przychylił się do wniosku kilku sprzedawców.
Problem istnieje właśnie w słowie „kilku”. Naszej redakcji udało się porozmawiać z jednym ze sprzedawców, który już od dawna chce sprzedać swój boks i zapomnieć o problemach związanych z prowadzeniem biznesu w Gildii Kupców Żuławskich. Tenże biznes stał się nieopłacalny nie tyle w momencie, kiedy zaczęły otwierać się na rynku odzieżowe „sieciówki”, co w chwili wprowadzenia 23-procentowego podatku na odzież dziecięcą. To właśnie podatek był przysłowiowym „gwoździem do trumny”. To jest również powód tego, że zdecydowana większość boksów jest już dziś zamknięta. Właściciele zdecydowali się „przebranżowić” i postawić na inną działalność a nie „reanimować trupa” jak nazywają halę GKŻ.
Jak tłumaczy nasz rozmówca, łatwo powiedzieć „sprzedaj”, ale trudniej to zrobić. Ta możliwość jest blokowana przez garstkę sprzedawców, którzy twierdzą, że biznes w GKŻ nadal ma rację bytu. Z drugiej strony nie robią nic, aby to miejsce wypromować i uatrakcyjnić. Zdaniem naszego rozmówcy, dobrym pomysłem było wydzierżawienie połowy hali dla supermarketu i stworzenie z tego „starych Ogrodów” czyli miejsca z jednym, dużym sklepem i kilkunastoma boksami.
- Tak funkcjonuje większość sklepów w Trójmieście i innych, dużych miastach, miastach rozwijających się. Elbląg, a właściwie mentalność tych ludzi nadal krąży w okolicach PRLu i przekonania, że „mi się należy”.
Niestety, zgodnie z wyrokiem sądu, takie plany pękły niczym bańka mydlana.
- Żywię to tych ludzi (kilkorga sprzedawców, którzy złożyli wniosek do sądu - przyp. red.) złość i żal, bo nie myślą o innych ludziach tylko o sobie, aby tylko dorobić do emerytury.
Zdaniem naszego rozmówcy, biznes w GKŻ, przynajmniej w takiej formie, jak dotychczas, jest kompletnie nieopłacalny. Natomiast jeżeli udałoby się zrealizować plany dot. ulokowania na połówce hali supermarketu, to miejsce to stałoby się świetnym, „małym” centrum handlowym. W Trójmieście takie „centra” wyparły zwykłe sklepiki osiedlowe. Powoli „moda” na takie rozwiązania przychodzi również do Elbląga – wystarczy sprawdzić plany budowy nowej Biedronki i przyległych do niej sklepów na skrzyżowaniu przy ul. Rawskiej. Jeżeli tak się nie stanie – Gildia Kupców Żuławskich, prędzej bądź później, stanie się historią.