Poddany krytyce przewodniczącego Platformy Obywatelskiej w Elblągu, zamieszczonej wczoraj na blogu a upowszechnionej w mediach, uważam za potrzebne odnieść się do kilku uwag, w miarę możliwości po kolei. Niech moje postępowanie, z perspektywy moralności czy etyki, ocenią czytelnicy.
Po pierwsze, co do bezpośredniego powodu mojej informacji o rezygnacji z członkostwa w PO. 4 stycznia br. zamieściłem na swoim blogu komentarz odnośnie platformy internetowej NaprawmyTo.pl; prywatnie, już nie jako radny, ale jako Paweł Nieczuja-Ostrowski, elblążanin. 10 stycznia został on zamieszczony na portalu elblag.net pod tytułem Dlaczego władza nie chce słuchać głosów mieszkańców? i dwukrotnie opatrzonym podpisem, że publikuję jako członek Platformy Obywatelskiej. O ile pamiętam, o publikacji dowiedziałem się 13 stycznia i poinformowałem redakcję o moim wystąpieniu z partii. Kolejnego dnia podpisy zostały usunięte. Jednak, jako iż wcześniej nie ukrywałem swojego rozstania z PO, po ukazaniu artykułu bliżsi i dalsi znajomi zaczęli pytać się jak to właściwie jest. Chcąc tę kwestię ostatecznie wyjaśnić zrobiłem to 16 stycznia w formie wpisu na moim blogu. 1 lutego tekst z blogu, znów bez mego udziału, został przekopiowany do kilku portali internetowych, jako istotny news.
Po drugie, odpowiadając na uwagę, iż biję się w cudze piersi, odpowiadam, iż jako członek Platformy Obywatelskiej i zarządu powiatu PO, radny i wiceprzewodniczący rady, jestem również odpowiedzialny za błędy, które partia popełniła w tym okresie. I nie wypieram się tego. W wielu miejscach zgadzałem się lub akceptowałem politykę PO w Elblągu (na marginesie przypominam, że długi czas prowadzoną w porozumieniu z SLD). W innych musiałem podejmować decyzje, niekiedy bardzo trudne, ważąc co wyjdzie bardziej (w moim odczuciu) z korzyścią dla miasta; zapewne jak inni.
Po trzecie, odnosząc się do zarzutu, że krytycznie wypowiedziałem się na temat polityki krajowych władz partii, nie pamiętam, żeby istniał jakikolwiek zapis o karencji (półrocznej, rocznej, czy innej), po której zyskuje się prawo do krytykowania organizacji do której uprzednio się należało. Pozostając w partii starałem się w miarę możliwości i sposobności wspierać te zmiany czy rozwiązania, które uważałem za pozytywne dla jakości organizacji. Między innymi wspierając tych, którzy cenili sobie dobrą politykę, czytelne reguły gry i angażowali w sprawy miasta. I to dlatego, żeby ich wspierać, jak i wszystkie pozytywne zmiany poprzedniej kadencji (a było ich wiele mimo ogólnej krytyki) zostałem przekonany, zwłaszcza przez przewodniczącego, żeby startować w przyspieszonych wyborach w 2013. Wystartowałem pomimo tego, że wcześniej postanowiłem się wycofać, równocześnie prosiłem o dalsze miejsce (o czym Jerzy nie tylko my dwaj dobrze wiemy).
Po czwarte, nie czynię krytyki, jak to ująłeś, w szczególnie trudnym okresie. Trudny okres to był w 2011 roku kiedy władze krajowe, bez wiedzy wybranego demokratycznie lokalnego lidera partii (Jerzego Wcisły), usunęły jego kandydaturę do Senatu RP, wstawiając w to miejsce człowieka z innej formacji politycznej i z wstydliwą przeszłością. Wówczas to ratując struktury przekonywano, że przyjęcie i głosowanie na uciekiniera z innej partii (sic!) jest w ogólnym rozrachunku dobre dla PO. Zostałem wówczas w „drużynie” bo wierzyłem, że da się to w przyszłości zmienić. Trudny okres był na początku 2013 roku, kiedy część członków partii milczała, część podkopywała ówczesnego przewodniczącego, inna wsparła referendum, a ja wraz z jedną tylko koleżanką narażaliśmy się na ataki mediów i przeciwników politycznych próbując wskazać na kulisy tej inicjatywy, które media dziś same zaczynają ujawniać. Robiłem to, bo wierzyłem, że warto bronić rozpoczętych dobrych zmian, a popełnione błędy można jeszcze naprawić. I trudny okres to były też przyspieszone wybory, kiedy wydawało się, że PO w Elblągu poległa, a mimo to wsparłem ją swoim nazwiskiem na liście, pozytywnie oceniając zmiany w strukturach. Tak więc, dziś to nie jest szczególnie trudny okres, PO w Elblągu ma 7 radnych i wiceprzewodniczącego rady oraz silnego kandydata na prezydenta, a w kraju sondaże dają głównym dwóm partiom znaczącą przewagę nad innymi (z 17 września ub. r.: PiS 30 proc., PO a 25 proc., SLD 8 proc., PSL i RP po 5 proc.) (z 16 stycznia br.: PiS 29 proc., PO a 27 proc., SLD 14 proc. i PSL 5 proc.), a dzięki temu możliwość uzyskania przez PO w kolejnych wyborach wielu mandatów w różnych instytucjach.
I wreszcie, odnosząc się do zarzutu fałszu w wyborze innej drogi życiowej. Około 20 września wróciłem z dwutygodniowych badań naukowych w Armenii, podczas których mogłem bliżej rozpoznawać rzeczywistość polityczną tego kraju, ale i też z pewnej perspektywy i na chłodno spojrzeć na naszą rzeczywistość. Także w kontekście wyborów wewnątrzpartyjnych, w których to Donald Tusk na 14-stronicowy program reform proponowanych przez kontrkandydata odpowiedział zaledwie listem nawołującym do jedności i nisko oceniającym wiarygodność przeciwnika. Brak woli szerokiej debaty programowej, starcia poglądów, wysłuchania uwag, oceniłem bardzo krytycznie. I mówiąc oględnie, straciłem wiarę w ich rzeczywistą możliwość. Po powrocie z badań, w okolicznościach zbliżającego się roku akademickiego i konieczności włączenia się w prace mojej uczelni, zdecydowałem się wycofać z działalności politycznej i zrezygnować z członkostwa w PO, co uczyniłem przed wyborami wewnątrz partyjnymi w Elblągu. Nie ubiegałem się więc o żadne stanowisko w partii.
Czy opuściłem „drużynę”? Partia to nie zakon (choć znamy jedną o znamionach zakonu), w której składa się śluby (choć znam też taką – niepolską na szczęście). Partia to organizacja! Jeśli cele lub funkcjonowanie organizacji nie odpowiadają członkowi to może z niej odejść, w normalnej organizacji bez ostracyzmu. A ja w przeciwieństwie do niektórych nie bałem się tego zrobić, bo moje zatrudnienie nie jest uzależnione od powiązań czy sympatii partyjnych. I jeszcze jedno, w pierwszej kolejności zawsze będę Polakiem.
Czy opuściłem przyjaciół? Niektórych tak i żałuję, że nasze drogi się rozeszły, chyba, że była to przyjaźń tylko partyjna. Przyjaciół łączą wspólne wartości, które można realizować w różnych miejscach.
To, że dziś wypowiadam się o niektórych sprawach w mieście czy państwie, to reakcja pod wpływem wydarzeń ostatnich miesięcy i pracy ze studentami, między innymi nad kwestiami polityki społecznej i gospodarczej. Może powinienem cicho siedzieć i nic nie robić? Tak przecież robi większość Polaków. Jednak sam zawsze oceniałem tę postawę negatywnie i promowałem aktywność obywatelską, działalność na rzecz wspólnego dobra. Zamierzam więc dalej wspierać propozycje, które uznam za pożądane dla mojego kraju. A w zaistniałych okolicznościach, które stały się przyczyną tej wypowiedzi, nabrałem wręcz ochoty, już nie tylko przeświadczenia o potrzebie, ale prawdziwej ochoty by nadal, aktywnie przeciwstawiać się temu co negatywne w życiu publicznym, partyjniactwu, postrzeganiu całej rzeczywistości przez pryzmat interesu partyjnego, myśleniu o członkach partii jak o żołnierzach, a sobie jak o wodzu, myśleniu: kto z nami to przyjaciel, kto przeciw to wróg. I z przyjemnością wystartuję w każdych kolejnych wyborach, jako konkurencja dla tych wszystkich złych zjawisk w naszej polityce.
Paweł Nieczuja Ostrowski