Zarzuty, oskarżenia, obelgi, niejeden powie, że do tego w polityce trzeba się przyzwyczaić. Jednocześnie jednak równie wielu wyłączy telewizor czy komputer tęskniąc do merytorycznej dyskusji, gdzie obydwie strony się szanują. Z drugiej strony zrozumiałe, że czasem puszczą emocje i opinia wymknie się dobrym obyczajom. Jednakże język zafundowany Elblągowi przez grupę sterującą inicjatywą referendalną (referendystów, jak się sami określają), jest spreparowanym i celowym narzędziem.
Język jako narzędzie do przejęcia władzy
Taki rodzaj języka jest typowym językiem rewolucji, za pomocą której dąży się do przejęcia władzy (dyskursem rewolucji zajmuje się prof. dr hab. Barbara Markiewicz z Instytutu Filozofii UW). I o to tu chodzi, o całkowite i trwałe odsunięcie sił rządzących. W tym przypadku głównie PO, ale i SLD, jak i też autorytetów za nimi stojących, ugruntowujących funkcjonujący stan rzeczy. Rewolucja musi być totalna i totalnie zmieniać układ sił, gdyż sięgają po nią ugrupowania polityczne, które w naturalnie panującym porządku (u nas demokracji przedstawicielskiej i systemie cyklicznego wyłaniania władzy) nie mają realnej szansy na sprawowanie władzy. A więc Ruch Palikota oraz inne ugrupowania (PJN, Nowa Prawica), ale też osoby z politycznymi aspiracjami. Czyli te siły, które w normalnych warunkach zdobywają nikłe poparcie społeczne, zazwyczaj za swój radykalizm albo brak wyraźnego programu wyborczego, jak też brak lokalnych autorytetów w strukturach.
Zwykle język rewolucji jest stosowany w ustrojach niedemokratycznych, tam gdzie nie ma systemowych mechanizmów pokojowego rozwiązywania konfliktów (por. L. Sobkowiak, Konflikt polityczny – analiza pojęcia, (w:) Studia z teorii polityki, t. 1., A. Jabłoński, L. Sobkowiak (eds.), Wrocław 1998, s. 129). Bywa jednak wykorzystywany także w systemach demokratycznych, i to niekiedy skutecznie, zwłaszcza gdy brakuje dobrego rozeznania historycznego. Wielka bowiem waga historii polega na tym, iż pozwala ona łatwiej właściwie rozpoznać zjawiska, które powtarzają się w ciągu dziejów. Gdyby Rosjanie jako ogół społeczeństwa w 1917 r. byli świadomi przebiegu i skutków Rewolucji Francuskiej, wybrali by dla siebie zapewne ewolucyjny model przemian. (Szacuje się, że w wojnie domowej 1917-1922 w wyniku zginęło ok. 800 tys. osób (E. Mavsdley, Wojna domowa w Rosji 1917-1920, s. 355).)
Po pierwsze: zdyskredytować.
Pierwszym celem języka rewolucji jest dyskredytacja całych struktur władzy oraz zaangażowanych w politykę (ale niepartyjnych) autorytetów, jednych umacniających władzę (np. Maria Kosecka, Grażyna Kluge), drugich będących konkurencją (Arkadiusz Jachimowicz).
Celom ataku nadaje się odpowiednie, stygmatyzujące kategorie:
a) jako całości, np. „zapluty karzeł reakcji”, „bandyci” (jak określano żołnierzy AK), „obszarnicy”, „osły z PSL” (używane w 1946 r. przez komunistów), „mohery” (sic!), „kolesie od Nowaczyka”, „Nowaczyk i jego warchoły”, „Popaprańcy”, „POwskie POmioty”;
b) indywidualnie, np. „mason Narutowicz”, „Narutowicz elekt żydowski”, „zdrajca Mikołajczyk” (1946 r.), „watażka na białym koniu Anders” (generał, oczywiście), „tchórz Anders”, no i „chłoptaś Nowaczyk“, „szuja Wcisła“, „blondyna Kosecka“.
Obrazuje to kampania w 1946 r. przeciw przedstawicielom przedwojennych struktur władzy:
Kraków był zarzucony a raczej zaśmiecony niesłychaną ilością ulotek. Tramwaje i auta były obklejane „osłami z PSL”, senatorami i innymi figurkami plakatowymi. Na domach, mostach, słupach, chodnikach, wagonach, wozach itd. były robione wapnem lub farbą napisy „3 x tak”, „Precz ze zdrajcą mikołajczykiem”, „SP i PSL 3 x tak” itd. Cała masa przeróżnych dwuwierszy, sloganów, ordynarnych wyzwisk na tych coby głosowali „nie”. W kinach specjalne dodatki i tygodniki przed każdym filmem pokazywane, wpierały w społeczeństwo 3 x tak. Były również rozrzucane masowo dywersyjne ulotki, podpisane rzekomo przez PSL i SP za trzykrotnym „tak", pochodzące z drukarni PPR-owskich.
[APKr, Zespół WiN, t. 4, k. 351-375, Sprawozdanie informacyjne [Zrzeszenia WiN] za miesiąc czerwiec 1946 r. Teren krakowski.]
Dlatego też nie dziwi język, którym posługuje się grupa stertująca referendum w Elblągu. Ten styl odwołuje się bowiem np. do wzorców – w polskim przypadku – powojennej rewolucji komunistycznej.
Dyskredytacja ta odbywa się też poprzez wykpiwanie lub umniejszanie wszelkich osiągnięć aktualnej władzy. Zastępuje ona merytoryczną dyskusję, gdyż w tej musiałoby nastąpić uznanie pozytywnych dokonań przedstawicieli władzy (nawet jeśli są nieliczne), co osłabiłoby osiągnięcie celu przez grupę chcącą przejąć władzę. I przede wszystkim uniemożliwiłoby budowanie czarno-białego obrazu, bez trudnej konieczności udowadniania, że referendyści posiadają oczywistą alternatywę.
Tak więc dyskredytuje się wszelkie konsultacje społeczne jako pozorowane. Nie ważne, że w ostatnich dwóch latach było ich dziesiątki, choć mieszkańcy się do nich nie garnęli. Dyskredytuje się strategię promocji miasta, pierwszy taki dokument w dziejach miasta wskazujący jak zbudować spójny i pożądany jego wizerunek, sprowadzając ją do kwestii logo. Zapomina się, że miasto chcąc nie chcąc komunikuje się, kreując jakiś wizerunek. A już z premedytacją pomija się skutki wieloletniego zaniedbania poprzednich ekip rządzących w tworzeniu właściwego wizerunku miasta. Ale też dyskredytuje się całkowicie jeszcze ważniejsze programy, jak mieszkaniowy czy komunikacyjny.
Inna metoda to przemilczanie
Sześć Orlików (do 2010 nie było żadnego) – przemilczeć; budżet obywatelski (2 mln do bezpośredniej decyzji mieszkańców) – przemilczeć; uratowanie wszystkich elbląskich szkół, podczas gdy inne miasta zamykają – przemilczeć; rozwój infrastruktury rowerowej (m.in. 222 nowoczesne stojaki na rowery w kluczowych częściach miasta) – przemilczeć; powstający profesjonalny skatepark (nie było żadnego) – przemilczeć; to, że już 500 mieszkańców mogło tanio wykupić mieszkania na własność – przemilczeć; możliwość odpracowywania zadłużenia w mieszkaniach komunalnych – przemilczeć; zakup nowych tramwajów – przemilczeć; nowe wydarzenia kulturalne (np. Jazzbląg, DesignEl) – przemilczeć; itd.
Kolejnym elementem są kłamstwa i manipulacja faktami
Np. gwałtowny wzrost bezrobocia z 5000 do 7000 osób w ciągu ostatnich dwóch lat. Kłamstwo. Wg danych GUS bezrobocie zaczęło ponownie rosnąć od 2009 r. (jeszcze za prezydenta Słoniny i poprzedniej Rady Miasta), z 5066 osób wzrosło do 7006, w 2010 r. wyniosło 7589, w 2011 r. spadło do 7245, a następnie znów wzrosło do 7687 w grudniu 2012 r. (http://www.elblag.up.gov.pl/art/17/statystyka). I kolejne: za Nowaczyka zadłużenie miasta wzrosło 5 krotnie. W pierwszym kwartale 2010 r. zadłużenie miasta wynosiło ok. 90 mln zł (http://info.elblag.pl/26,19935,Zamoznosc-Gdanska-jest-porownywalna-do-Elblaga-posluchaj.html). Obecnie 112 mln z 299 mln zadłużenia to dług wynikający z kredytów zaciągniętych przez prezydenta Słoninę i SLD od 2003 r. (http://info.elblag.pl/37,29114,Jakie-jest-faktyczne-zadluzenie-Elblaga-Miasto-dementuje-plotki.html). I każdy kolejna władza by go spłacała. A specjalnie podaję źródła internetowe, aby każdy mógł sobie dane zweryfikować.
Wracając do referendum 1946 r. komuniści w celu totalnego przejęcia władzy robili to tak:
W czerwcu 1946 r. koordynująca działalność propagandową w skali kraju Centralna Komisja Międzypartyjna do spraw Głosowania Ludowego pod przewodnictwem Jerzego Borejszy sformułowała „Wytyczne dla instruktorów dla organizowania agitacyjnej roboty na odcinku wsi w okresie referendum”, w których zalecano wyznaczonym na te stanowiska działaczom obozu nowej władzy między innymi:
Organizować umiejętnie propagandę szeptaną na temat: a) Churchill w porozumieniu z Niemcami przesyła pieniądze by głosować „nie” i stracić Ziemie Zachodnie, b) kto nie będzie głosował przy referendum, nie będzie miał prawa głosu przy wyborach, c) przy wydawaniu legitymacji (dowodów osobistych) będą brane pod uwagę listy głosowania i kto nie będzie głosował, nie otrzyma legitymacji, bo nie będzie uważany za Polaka.
[Zdzisław Zblewski, Między wolną Polską a „siedemnastą republiką” . Z dziejów oporu społecznego na terenie województwa krakowskiego w latach 1945-1947, Księgarnia Akademicka, Kraków 1998. http://www.kedyw.info/wiki/Zdzis%C5%82aw_Zblewski,_Formy_oporu_spo%C5%82ecznego_(fragment)]
Po drugie: omamić.
Wbrew pozorom nie ma spontanicznych rewolucji. Są spontaniczne bunty, wystąpienia, zamieszki. Szeroka rewolucja ma zawsze zaplecze organizacyjne, polityczne, personalne i finansowe. Każda też próbuje budować przekonanie, że jest z woli ludu i on nią kieruje. Tymczasem inspiratorem, a następnie rzeczywistym beneficjentem efektów, jest ścisła grupa polityczna. Dlatego też należy odróżnić społeczność wyrażającą niezadowolenie z różnorodnych niedociągnięć lub niepopularnych decyzji, od nielicznej grupy, która je wykorzystuje do osiągnięcia własnych celów politycznych.
Grunt to wmówić, że referendum to nie inicjatywa polityczna, lecz ZWYKŁYCH mieszkańców.
Aby odnieść sukces elblążanie muszą w to uwierzyć, a więc trzeba ukryć, że takie ugrupowania polityczne, jak Ruch Palikota, PJN i PiS, w różnym stopniu inspirowały, wspierały i kierowały inicjatywą referendalną; że lider i pełnomocnik grupy referendalnej Kazimierz Falkiewicz to funkcyjny członek Ruchu Palikota, że brał aktywny udział w politycznych działaniach tej partii; że pomysłodawca i jeden z organizatorów referendum to jeden z liderów elbląskiego PJN Mirosław Floryński; że lider elbląskiego PiS Jerzy Wilk zachęcał do organizowania referendum.
Samo jednak to, że ugrupowania polityczne inspirują i dążą do referendum za odwołaniem prezydenta i Rady Miejskiej nie jest naganne. Mogą to robić nawet otwarcie w myśl ustawy o referendum lokalnym (art. 11 pkt. 1 ust. 2). Pytanie, dlaczego posługują się blefem inicjatywy społecznej? Przecież normalne, że ugrupowania polityczne walczą ze sobą na programy, jak i na osoby. Po to, aby ludzie mogli wybrać lepszy program i bardziej kompetentnych przedstawicieli. Jak też życzę sobie jako elblążanin jak najlepszej władzy.
Niestety, odpowiedź, która już pojawiła się wcześniej, nie jest pomyślna dla Elbląga. Otwarta gra polityczna wymaga właśnie merytoryki, zmierzenia się na argumenty, na sposoby rozwiązywania problemów, na wskazanie ludzi, którzy się tym zajmą. Ale za to jest się później rozliczanym. Można to jednak ominąć, wykorzystując przykrywkę woli powszechnej mieszkańców i poprzez mechanizm referendum dokonać destrukcji konkurencji, a następnie wymuszoną, krótką i ubogą merytorycznie kampanią przejąć władzę. Później nie będzie za co rozliczać, nie będzie trzeba żadnych programów realizować, bo tych nie było, a jeśli to ogólnikowe.
Dlatego też referendyści otwarcie mówią, oni nie proponują żadnego programu wyborczego, żadnych realnych, alternatywnych rozwiązań głównych problemów, chcą tylko usunąć obecną władzę. Zamiast tego zaproponowano nam debaty o związkach partnerskich, mediach i spółdzielniach socjalnych.
Ktoś jednak powie, ale przecież przed przyspieszonymi wyborami programy zostaną zaprezentowane. No to proszę spojrzeć, kto te programy oferuje? Kto uwierzy w spójny program naprawy, tej cichej, a jakże kolorowej koalicji Ruchu Palikota, PiS i PJN?
Nie wierzmy, że ktoś kto posługuje się radykalnym językiem nie będzie prowadził radykalnej polityki. Bierzmy naukę z historii. Tak więc, jeśli już i tak przypina mi się łatkę, to wolę być kolesiem od Nowaczyka, niż od Penkalskiego czy Falkiewicza.
Paweł Neczuja Ostrowski jest wiceprzewodniczący Rady Miasta Elbląga. Doktorem w zakresie nauk o polityce, zajmuje się problematyką przemian cywilizacji współczesnej. Jest wykładowcą w Gdańskiej Wyższej Szkole Humanistycznej oraz nauczycielem historii i wiedzy o społeczeństwie w Liceum Plastycznym w Gronowie Górnym.
Tekst ukazał się na blogu http://nieczuja.blog.interia.pl/