Nie brałem udziału w referendum, ale wezmę udział w wyborach. Chciałbym przypomnieć co nie co tym elblążanom, co krótką pamięć mają i wspomnieć o kilku takich co ledwo co oderwani, do koryta ponownie się pchają. Trzeba mieć tupet, aby głosować za podwyżkami razem z PO a teraz ubiegać się o prezydenturę... Jestem zaniepokojony.
Napiszę krótko (w miarę możliwości), choć mógłbym długo wspominać i wytykać błędy rządów Henryka Słoniny, z którym wiernie urząd wiceprezydenta sprawował Witold Wróblewski, Janusz Nowak i inni których dobrze zna moja rodzina. Nie będę wytykał tych wszystkich złych decyzji władz miasta Elbląga, gdy to Pan, Szanowny Panie Witoldzie Wróblewski piastował jedno z najwyższych stanowisk w Elblągu pełniąc funkcję wiceprezydenta Henryka Słoniny. To właśnie w tym czasie życie w tym mieście zmieniło się dla mnie o 180 %. Tak wspaniale dbaliście o miejsca pracy, że w przeciągu roku etat straciłem ja i moja małżonka. Z 7-letnim synem, 6-letnią i dwumiesięczną córką znaleźliśmy się nagle i niespodziewanie bez środków do życia. I ja i moja żona ukończyliśmy wyższe studia i nic nie zapowiadało ogromnej traumy, którą wspólnie przeżyliśmy w przeciągu 7 miesięcy. Skupię się na swojej, osobistej historii... Ciągle dla mnie smutnej i ciągle bez szczęśliwego zakończenia, na które czekam.
Gdy po studiach wróciłem do Elbląga, rok później, mimo dobrej oferty pracy w Toruniu, była przy moim boku Magda, z którą łączy mnie do dziś ogromna miłość a zrodziła się z początkiem studiów. Chwilę to trwało nim znalazła tu pracę, ale udało się. Po jakimś czasie miała już etat na czas nieokreślony. Ja pracę znalazłem natychmiast po ukończeniu studiów. Rok później był ślub, wesele i po kolejnym roku na świat przyszedł nasz syn. Pewna praca pozwoliła szybko podjąć nam decyzję, aby zakupić mieszkanie od prywatnej firmy. Zdolność kredytowa (choć kredyt na 25 lat) równie szybko pozwoliła nam wprowadzić się do własnego mieszkania. Dobrze - jak na elbląskie warunki - płatna praca, mieszkanie (mimo, że w kredycie to przecież własne) i kolejne dziecko w drodze - po prostu sielanka. Blisko moi rodzice i rodzice żony. Nasze dzieci na co dzień miały obok siebie dziadków... Byliśmy bardzo szczęśliwi, aż do końca 2007 roku. I choć nie mieliśmy oszczędności to mogliśmy tu normalnie żyć. Wystarczyło na wszystkie opłaty, kredyty i nawet na dwa tygodnie rodzinnych wakacji...
Z początkiem 2008 roku w firmie, w której pracowała małżonka kilkanaście osób straciło pracę. Żona nadal (jeszcze przez kilka tygodni) utrzymała etat. Właściciele spółki szukali wsparcia we władzach miasta ale nie uzyskali jej. Po kilku tygodniach spółka ogłosiła upadłość. Małżonka znalazła się na bruku. Z dwójką dzieci, kredytem mieszkaniowym, z bieżącymi i rosnącymi kosztami utrzymania moje wynagrodzenie za pracę - przestało wystarczać. Z pomocą przyszli moi i mojej Madzi rodzice. Niestety do czasu. Po 6 miesiącach moja firma (Logstor) również znalazła się w kłopotach finansowych. Wraz ze mną wypowiedzenie otrzymało 120 osób. Władze miasta nie zrobiły nic, aby wyjść na przeciw dużej firmie w kłopotach. Media opisywały jedno a życie pokazywało zupełnie co innego. I nagle zostaliśmy bez grosza, bez możliwości spłat kredytów, bez pieniędzy na chleb. A pod koniec października na świat przyszła nasza najmłodsza córeczka. Zawsze marzyliśmy o trójce dzieci... Żona zaszła w ciążę, gdy wszystko układało się pięknie...
W grudniu 2008 roku bank wypowiedział nam umowę kredytu mieszkaniowego, czego konsekwencje finansowe odczuwaliśmy jeszcze przez kolejne dwa lata. W mroźny dzień - tuż przed Bożym Narodzeniem - udałem się do Urzędu Miasta. Próbowałem dotrzeć do Prezydenta Elbląga, pana Słoniny, ale niestety bezskutecznie. Nie poszedłem na Łączności po jałmużnę a zapytaniem czy mogę liczyć na wsparcie w znalezieniu miejsca pracy abym mógł utrzymać rodzinę, zapewnić im chleb. Wcześniej byłem w PUP ale z moim wykształceniem oraz skrótem mgr przed imieniem, ofert nie było. Wszystko to działo się w pierwszych dniach po tym jak wyprowadziliśmy się z mieszkania, które było naszym azylem szczęścia. Czekałem długo w dużym holu aż pani sekretarka poinformuje mnie czy będę miał możliwość spotkać się z Prezydentem Miasta. Okazało się, że takiej możliwości nie dano mi. Gdy pracownica sekretariatu - miła pani w średnim wieku - informowała mnie, że niestety Prezydent i jego zastępcy mają zbyt wiele spotkań w tym dniu i spotkanie nie będzie możliwe - w tym momencie wyszedł ze swojego gabinetu Witold Wróblewski. Chyba dlatego, że byłem mocno zdesperowanym człowiekiem, którego życie w przeciągu kilku miesięcy zawaliło się totalnie i mając świadomość, że ja to ja, jakoś poradzę sobie z żoną ale moim ukochanym dzieciom muszę zapewnić chleb, odruchowo postanowiłem zagadnąć wiceprezydenta. Z jakimiś dokumentami w rękach wychodził z sekretariatu. W dwie minuty i nie zatrzymując się nawet na sekundę, Witold Wróblewski słuchał mnie, przeglądając swoje dokumenty, które trzymał w ręku i gdy jeszcze nie zakończyłem tego co chciałem powiedzieć, przerywając mi krótko rzucił: "Proszę się udać do MOPS-u oni na pewno pomogą. Ja nie mam możliwości i mogę Panu w żaden sposób. W podobnej sytuacji zgłasza się tu wiele osób. Proszę zrozumieć. Przepraszam, bardzo się spieszę." - Tych kilka zdań będę pamiętał do końca życia...
Wspólnymi siłami, dzięki moim i Madzi rodzicom (zapożyczyli się w bankach) i dzięki przyjacielowi z rodziną, który po studiach otrzymał pracę we Francji, 27 grudnia 2008 roku z trójką dzieci ruszyliśmy w nieznane. Znając język angielski i niemiecki nie widziałem szans dla mojej rodziny we Francji... A jednak. I ja i małżonka szybko podjęliśmy pracę w angielskiej firmie. Zarabiamy godnie ale w obcym kraju. Nasze dzieci zamiast języka polskiego uczą się francuskiego a w Polsce, w Elblągu w międzyczasie na zawsze pożegnaliśmy mojego tatę i żony mamę...
Nadszedł rok 2010 i powiało nadzieją na zmiany w rodzinnym mieście. Uważnie śledziliśmy i pokładaliśmy ogromne nadzieje, że po wygranych wyborach przez Grzegorza Nowaczyka, po tylu latach, gdy rządził w Elblągu SLD, i rządził nieudolnie, coś tu zmieni się na lepsze. Mamy szczęśliwie rok 2013 i my nadal żyjemy we Francji i tęsknimy za Polską ale jesteśmy tu szczęśliwi i godnie zarabiamy. Gdyby nie to, że żyjemy właśnie tu moja matka i mojej żony ojciec nie byliby w stanie opłacać mieszkań. Oboje mają lokale komunalne i ich emerytury nie są tak wysokie jak czynsz, który wzrósł nie o 100 % a o 108. I mimo tych niskich dochodów jakoś nie otrzymali wsparcia w nowym programie mieszkaniowym, o którym tak często odwołane władze Elbląga wspominały. Teść czeka na zamianę mieszkania a moja mama liczy, że wrócimy, dlatego chce dwupokojowe mieszkanie zachować. Płacimy z Francji za czynsz w obu mieszkaniach. Czy pan Janusz Nowak (kandydat na prezydenta Elbląga), który głosował razem z Platformą Obywatelską za podwyżkami nie tylko w ZBK, a które uderzyły w moją matkę, teścia i tysiące ludzi w podobnej sytuacji ma chwilowy zanik pamięci czy też elblążanie nie pamiętają po czyjej stał on stronie? I czy pan Witold Wróblewski, dla którego los ludzi, którzy nagle znaleźli się w dramatycznej sytuacji życiowej nie miał najmniejszego znaczenia tak bardzo zmienił się w tym 2013 roku, że chce być prezydentem miasta w którym się urodziłem? Nie wierzę. Nie ufam i nie zaufam. Nie po to w Elblągu wszyscy pokazaliście Polakom nie tylko w naszym kraju, ale tym na emigracji przede wszystkim, że czas zakończyć politykę kłamstw i obłudy aby teraz wybierać tych samych ludzi do władz miasta. Jeżeli Prezydentem Elbląga zostanie polityk SLD czy obecnie PSL albo PO, to wydaje mi się, że rodziny których los zmusił do życia na emigracji nigdy nie będą miały okazji wrócić do Elbląga, mimo, że bardzo by tego chciały.
Zanim pójdziecie zagłosować, przeczytajcie ten mój list raz jeszcze i trzy razy się zastanówcie czy te wybory coś zmienią jak wybierzecie tych polityków, którzy wiele rodzin przez wiele lat doprowadzali do skraju nędzy i losem elblążan kompletnie nie byli zainteresowani. Dzięki portalom internetowym w Elblągu a jest ich kilka mogę być blisko swojego miasta ale też wiedzieć w zasadzie wszystko co w nim się dzieje. Na 20 dni przed wyborami, 3 czerwca 2013 roku całą rodziną pokonaliśmy kilka tysięcy kilometrów, aby być w naszym mieście w czasie wyborów i zagłosować przeciw tym, których oblicze ja już znam. W połowie lipca wrócimy do Francji, naszej tymczasowej ojczyzny ale tam mamy pracę, chleb i dach nad głową. Będziemy czekać na rozwój sytuacji w rodzinnym Elblągu. Niczego tak nie pragniemy jak żyć we własnym kraju i aby nasze dzieci mogły czuć w 100 % że są Polakami i nie są zmuszone żyć w obcym kraju, w obcej kulturze i między obcymi.
Grzegorz
(imię i nazwisko do wiadomości redakcji)
Ps. Po dwóch latach Elbląg wygląda jak pobojowisko. Na pierwszy rzut oka mieliśmy wrażenie, że miasto zostało zbombardowane w centrum, a to te remonty... Dramat.