Często na spotkaniach z prezydentem można usłyszeć opinie mieszkańców Elbląga, że miasto powinno wrócić do podatków od psów. Dzięki temu budżet zostałby zasilony pewną kwotą, którą można by było przeznaczyć np. na dodatkowe eko-patrole lub na schronisko. Czy taki pomysł ma rację bytu?
Popularnie nazywany „podatek od psa” funkcjonował przez długi okres w naszym mieście. Na chwilę obecną nie może on przekroczyć kwoty 121,01 rocznie od jednego czworonoga. Opłatę pobiera się od osób fizycznych posiadających psy z wyłączeniem m.in. osób niepełnosprawnych dla których pies jest przewodnikiem, osób w wieku powyżej 65 lat prowadzących samodzielne gospodarstwo (maksymalnie jedno zwierzę) oraz osób prowadzących gospodarstwa rolne (maksymalnie dwa psy).
Ile dzięki psom może wpłynąć pieniędzy do budżetu miasta? Gazeta.pl przytacza przykład Poznania, w którym podatek od psa wynosi 55 zł. Wpływy w roku 2013 wyniosły aż milion złotych. To rekord. W latach poprzednich roczne podsumowania zamykały się w kwocie maksymalnie 600 tysięcy złotych.
Jak było w Elblągu? Na pewno nie tak kolorowo, jak w Poznaniu. Podatek od psiaków został zniesiony uchwałą w 2008 roku. Pieniądze były przeznaczone na dochody budżetowe. Opłata kształtowała się na poziomie 35 zł za rok, co przekładało się na realne wpływy do miasta na poziomie 150 tysięcy złotych rocznie.
Można więc przypuszczać, że koszty uzyskania podatku były większe, niż wpływy z samych opłat za psy. Właśnie z takiego powodu zrezygnowano z egzekwowania podatku w większości miast w Polsce.
Czy możemy liczyć na powrót podatku? Wszystko wskazuje na to, że nie. Wielu właścicieli w Elblągu nie zgłaszało nabycia psa do UM, więc i jakichkolwiek opłat z tego tytułu nie ponosili. Pomijając ten fakt wpływy na poziomie 150.000 zł w porównaniu do całego budżetu miasta (około 500 mln zł) to tylko kropelka w morzu potrzeb. Egzekwowanie podatku jest więc po prostu nieopłacalne.